Ostatnio trafiły na nią nowojorski Morgan Stanley i francuski BNP Paribas Investment Partners. Jonathan Gardner, strateg Morgana Stanleya zajmujący się rynkami azjatyckimi i wschodzącymi po raz pierwszy od ponad siedmiu lat obniżył rekomendacje dla akcji spółek z Chin kontynentalnych argumentując to słabymi wynikami finansowymi. Z kolei BNP Paribas Investment Partners pozbył się części walorów chińskich firm notowanych na parkiecie w Hongkongu w obawie przed skutkami gwałtownie rosnącego zadłużenia inwestorów kupujących akcje na kredyt, a także pogłębiającym się rozziewem miedzy cenami papierów a pogarszającą się kondycją drugiej gospodarki świata.

Wskaźnik Hang Seng China Enterprises Index dla chińskich firm z kontynentu notowanych w Hongkongu w kwietniu osiągnął najwyższy poziom od siedmiu lat, ale ostatnie dwa tygodnie stoi w miejscu. Eksperci szwajcarskiego banku UBS przewidują, że do akcji wkroczy nadzór rynku by zahamować marsz w górę spółek z kontynentu. Natomiast inne instytucje finansowe od australijskiego banku inwestycyjnego Macquarie Investment Management po Baron Capital nie ukrywają, że ich zdaniem chiński rajd okazał się zbyt szybki i dotarł za daleko. - Kiedy rynek dostaje obłędu jak to się dzieje w tym przypadku nie liczy się żaden inny temat - wskazuje Arthur Kwong, który w BNP Paribas Investment Partners (573 miliardy dolarów w zarządzaniu w skali globalnej) zawiaduje działem akcji z regionu Azja-Pacyfik. Przyznaje, że ten bardzo negatywny sygnał doprowadza go do paranoi. Notowane w Hongkongu spółki z kontynentu aż do marca nie dotrzymywały kroku kontynentalnym parkietom. Wtedy to chiński nadzór zezwolił by więcej zarządzających mogło kupować akcje notowane w byłej kolonii brytyjskiej. Od tamtej pory Hang Seng China Enterprises zyskał 18 proc. i zwiększył się obrót realizowany za pośrednictwem specjalnego łącza transakcyjnego między Hongkongiem a Szanghajem. W tym roku ma ruszyć takie połączenie między Hongkongiem a giełdą w Shenzhen.

Kwong twierdzi, że inwestorzy mają obsesję na temat wpływu tego połączenia na przepływ kapitału, a panująca gorączka kojarzy mu się z sytuacją z 2007 roku, kiedy rynek osiągnął szczyt.

- Mówienie o ostrożności jest teraz niemodne - wskazuje przypominając, że obecnie fundamenty są gorsze, ale skala gorączki jest podobna, co go bardzo martwi. Hang Seng China Enterprises rekord wszech czasów ustanowił w październiku 2007, a później w ciągu roku stracił 76 proc.