W pierwszym momencie wydawało się, że umowa handlowa między Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską spowoduje, że kapitał zacznie wracać na rynek amerykański i do dolara, bo panowało przeświadczenie, że premiuje ona USA. Teraz jednak widać, że nie tylko Wall Street ma się dobrze. To „zdjęcie” niepewności faktycznie pomogło wszystkim?
Radosław Cholewiński (R.Ch.): Cła to jest tylko jeden z elementów tego, co obecnie dzieje się na rynkach finansowych. Jest to element ważny, ale to jednak nie wszystko. Mamy też dyskusję na temat tego, jaka powinna być polityka Europy wobec mniej wiarygodnego partnera niż wcześniej, czyli Stanów Zjednoczonych. Jest przecież też kwestia bezpieczeństwa i stosunek Europy do Rosji. To wymusza nie tylko bardziej aktywne podejście w kwestiach polityki obronnej, ale też i fiskalnej, szczególnie w Niemczech. Europa jest w momencie, w którym może znaleźć nowy pomysł na siebie. To wszystko oddziałuje pozytywnie na rynki w Europie niezależnie od tego, co dzieje się z cłami. Jest przecież też geopolityka, czyli nadzieje na osiągnięcie rozejmu między Ukrainą a Rosją, chociaż w tym przypadku ciężko oczywiście cokolwiek prognozować. Pamiętajmy też, że Stany Zjednoczone przez kilkanaście lat radziły sobie lepiej niż Europa. Odwrócenie tego trendu i to nowe otwarcie w Europie to nie jest scenariusz jedynie na kilka tygodni.
Jerzy Nikorowski (J.N.): Cła nie miały jeszcze materialnego przełożenia na gospodarkę i wyceny spółek. Wracając do postawionego na początku pytania: dane wskazują, że kapitał w mniejszym stopniu płynie do Stanów Zjednoczonych ze względu na oczekiwaną kompresję marż spółek. Potwierdzają to zresztą pierwsze komentarze dużych koncernów amerykańskich. Oczekiwania administracji Donalda Trumpa sugerujące, że cła poprawią dobrobyt Amerykanów się nie potwierdzają. Kolejny element, który może mieć negatywny wpływ na przepływy kapitału to fakt, że wojna celna działa proinflacyjnie i podnosi oczekiwania inflacyjne. To też jest dodatkowa trudność dla Rezerwy Federalnej, która może nie spieszyć się z obniżkami stóp procentowych, a to nie jest dobra wiadomość ani dla akcji, ani dla obligacji. Poza tym pamiętajmy, że obecny sposób prowadzenia amerykańskiej polityki wprowadza duży poziom niepewności, a kapitał niepewności nie lubi. Dzisiaj więc to Europa ma większe szanse na przyciągnięcie kapitału inwestycyjnego chociażby m.in. przez wspomnianą zmianę paradygmatu fiskalnego, w szczególności w Niemczech. Krótkoterminowa reakcja na temat umów celnych jest pozytywna, bo weryfikuje obawy z rzeczywistością, ale też trzeba pamiętać że średnio i długoterminowy wpływ ceł na spółki poznamy w najbliższych latach.
Czyli teraz jednak bardziej Europa niż Stany Zjednoczone?
R.Ch.: Moim zdaniem jest jeszcze za wcześnie, by postawić tezę, że zbliża się dekada Europy. Ten klimat i otoczenie są korzystne, ale też w Europie muszą nastąpić pewne zmiany. Też potrzebujemy innego podejścia, bardziej probiznesowego.
J.N.: Uważam, że Europa jest dzisiaj atrakcyjniejsza pod względem inwestycji w akcje. To samo dotyczy gospodarek azjatyckich w tym m.in. Japonii. Amerykańskie spółki pod względem wycen są "wygrzane". To co trzyma kapitał w obrębie rynku amerykańskiego to głównie spółki technologiczne. Sztuczna inteligencja dość mocno zmienia efektywność i wydajność biznesową. W przypadku Europy wyceny są zaś ciekawe, polityka monetarna ma charakter wspierający, a poza tym mamy też Niemcy, które ogłosiły potężny plan inwestycyjny.