W środę za euro inwestorzy płacili nawet ponad 4,84 zł, a frank szwajcarski kosztował przez moment 4,93 zł. Obie waluty były najdroższe od początku marca. Z kolei dolar wyceniany był nieco powyżej 4,83 zł. Warto przypomnieć, że zaledwie dzień wcześniej polska waluta ustanowiła rekord słabości. Za amerykańską walutę płacono wówczas nawet 4,85 zł.
Złoty w dalszym ciągu pozostaje mocno uzależniony od globalnych nastrojów, które nie są optymistyczne. Równocześnie nie pomagają czynniki lokalne w postaci zmniejszenia tempa podwyżek stóp procentowych i coraz większych obaw związanych z nadchodzącym spowolnieniem gospodarczym. Inwestorzy niezbyt przychylnym okiem spoglądają również na euro, które systematycznie traci względem innych kluczowych walut. W efekcie w środę, tuż po publikacji danych o amerykańskiej inflacji, która okazała się wyższa, niż zakładały prognozy analityków, kurs unijnej waluty osiągnął parytet wobec dolara, co poprzednio miało miejsce 20 lat temu. To efekt umacniającej się od dłuższego czasu amerykańskiej waluty, za którą przemawiają determinacja amerykańskiego banku centralnego w tłumieniu inflacji i całkiem odporna gospodarka USA, a także słabości euro, któremu nie pomaga widmo recesji w strefie euro. Późnym popołudniem wspólna waluta lekko się umocniła i kosztowała 1,001 dol. Warto przypomnieć, że od końca czerwca mocniejszy od euro jest frank szwajcarski.