[srodtytul]Marc Faber - niedźwiedź[/srodtytul]
Słynny kontrariański (czyli postępujący wbrew opinii ogółu) inwestor znany pod nieco komiksowym przydomkiem Dr. Doom. Przed krachem z 1987 r. przestrzegał inwestorów, by wycofali pieniądze z giełd. W 2000 r. trafnie wskazywał jako korzystne długoterminowe inwestycje: aktywa z rynków wschodzących (szczególnie z Chin), ropę naftową i metale szlachetne. Przez niemal cały zeszły rok mówił o dużej korekcie na giełdach, choć nie wiadomo, czy się spodziewał, jak wielkie okaże się rynkowe załamanie. Na pewno nie zauważył obecnej hossy. W połowie marca 2009 r. mówił przecież: „Zwyżki mogą trwać jeszcze do końca kwietnia. Prawdopodobnie później, w drugiej połowie roku, dojdzie jednak do totalnego załamania, gdy okaże się, że mamy totalną gospodarczą katastrofę”.
Na jesieni, gdy zapowiadane „totalne załamanie” nie nastąpiło, Faber prezentował już znacznie bardziej ostrożne opinie. Przyznał nawet, że polityka rządów i banków centralnych dobrze wpłynęła na giełdy. Co prawda wciąż wierzy, że obecnie nam znany system kapitalistyczny upadnie w ciągu kilku lat, a w USA pojawi się hiperinflacja, jednakże zanim to się stanie, wciąż będzie można dobrze zarobić na giełdach. Zwyżki mogą potrwać jeszcze rok lub półtora. Tak więc indeks S&P 500, zdaniem Fabera, sięgnie w 2010 r.
1250 pkt, choć może przejściowo spaść nawet do 900 pkt. Dolar w dłuższej perspektywie będzie tracił na wartości, chociaż tymczasowo może się umacniać. Najlepszą długoterminową inwestycją będzie złoto, mimo że chwilowo jego cena może spaść do 800 USD za uncję. Faber, choć powszechnie uchodzi za niedźwiedzia, nie stroni więc od wpadania w byczy nastrój.
[srodtytul]Robert Prechter - niedźwiedź[/srodtytul]
Propagator kontrowersyjnej teorii fal Elliotta i wydawca bazującego na niej biuletynu dla inwestorów statusem guru cieszył się w latach 80., gdy przewidział kilkuletnią hossę, a następnie jej koniec jesienią 1987 r. Później jednak, kiedy dwa kolejne załamania giełdowe (w 2000 r. i w 2007 r.) „przewidział” o kilka lat za wcześnie, jego gwiazda zgasła.
Dziś wschodzi znowu. Cokolwiek bowiem można powiedzieć o naukowych podstawach i prognostycznych walorach teorii fal Elliotta, trzeba przyznać, że podczas kryzysu prognozy 60-letniego Prechtera były nadzwyczaj trafne. Teoria ta wskazuje m. in., że ruchy w kierunku przeciwnym do trendu następują w trzech falach. Ponieważ teraz znajdujemy się jakoby w wieloletniej „deflacyjnej depresji”, trend jest spadkowy. Pod koniec lutego br.
Prechter dał sygnał do kupowania akcji, twierdząc, że lada moment zaczynie się korekta wzrostowa. Jej pierwsza fala miała się skończyć w czerwcu po odbiciu indeksu S&P 500 o około 300 pkt. Po krótkiej fali spadkowej miała się rozpocząć ostatnia fala korekty, która powinna dobiec końca na przełomie roku, gdy S&P500 sięgnie 1000–1100 pkt. I rzeczywiście, indeks ten osiągnął dołek na początku marca (676 pkt), zwyżkował do 12 czerwca (do 942 pkt), po czym nastąpiła miesięczna korekta i kolejna faza zwyżkowa. Dziś S&P 500 oscyluje wokół 1110 pkt.
Zgodnie ze scenariuszem Prechtera wkrótce powinna powrócić bessa, która przebije marcowe dołki. Jest on o tym przekonany do tego stopnia, że w połowie grudnia nie tylko apelował o powstrzymanie się od inwestowania w akcje, ale wręcz zachęcał do grania na ich przecenę z wykorzystaniem dźwigni.
A co potem? Rynek niedźwiedzia potrwa – jak twierdził analityk w lipcowym wywiadzie dla „Parkietu” – jeszcze blisko siedem lat. Indeks Dow Jones tąpnie poniżej 1000 pkt (obecnie około 10 300), a ropa do 10 USD za baryłkę (obecnie około 70 USD). Zwyciężą ci, którzy ulokują kapitał w najbezpieczniejszych bonach skarbowych i złocie.
[srodtytul]Bill Gross - niedźwiedź[/srodtytul]
Założyciel PIMCO, czyli jednego z największych (jeśli nie największego) funduszy obligacji na świecie. Wielokrotny zdobywca tytułu najlepszego zarządzającego przyznawanego przez firmę analityczną Morningstar. Inwestor niebojący się stawiać długoterminowych i kontrowersyjnych prognoz. Światowego kryzysu jednak raczej nie przewidział. Co więcej, inwestował w toksyczne aktywa, czyli obligacje Fannie Mae i Freddie Mac, znacjonalizowanych firm finansujących rynek nieruchomości.
W kryzysowych miesiącach zimy 2008/2009 i wiosny 2009 r. wieszczył głównie spadek wartości dolara i twierdził, że rządowe obligacje są przewartościowane. Uzależniał też ożywienie na giełdach od spadku premii za ryzyko kredytowe. Był sceptyczny co do rynków Europy Środkowo-Wschodniej, gdyż uważał je za najmocniej wystawione na kryzys.
Obecnie wciąż pozostaje sceptyczny wobec ożywienia gospodarczego w USA. Uważa, że Fed nie podniesie stóp, póki nie zdoła wystarczająco rozruszać rynku kredytowego. Jego zdaniem może to w ogóle nie nastąpić w 2010 r. Obligacje emitowane przez spółki będą więc raczej słabą inwestycją. Akcje banków i wielu innych firm nie będą zaś przynosić takiej stopy zwrotu jak w 2009 r., gdyż ożywienie wciąż będzie powolne, a rząd będzie zwiększał regulację w gospodarce.
Dobrą inwestycją mogą się jednak okazać akcje spółek użyteczności publicznej. – Przyszły model amerykańskiego kapitalizmu będzie odzwierciedlał ich sposób działania. Poza tym ich ceny znajdują się już tylko w połowie drogi między szczytami z 2007 r. a dołkami z 2008 r. – uzasadnia Gross. Sam jednak zwiększył odsetek akcji w swoim portfelu do poziomu sprzed upadku Lehman Brothers. Jak widać, temu niedźwiedziowi nieobce są bycze zachowania.