Niedawny wzrost rentowności amerykańskich obligacji w okolicę 5 proc. to nie tylko temat związany z samymi obligacjami (który poruszyliśmy przed tygodniem), ale też kwestia „zahaczająca” pośrednio o rynek akcji. Zasadnicze pytanie brzmi: czy obligacje z rentownością najwyższą od lat są już bardziej atrakcyjne na dłuższą metę niż akcje z Wall Street?
Rentowność kontra stopa dywidendy
Jednym z najbardziej klasycznych sposobów porównywania atrakcyjności obligacji i akcji jest zestawienie rentowności tych pierwszych ze stopą dywidendy w przypadku tych drugich. O ile jeszcze trzy lata temu po ścięciu przez Fed stóp procentowych niemal do zera w reakcji na pandemiczną recesję rentowność benchmarkowych obligacji dziesięcioletnich była wyraźnie niższa niż stopa dywidendy w przypadku indeksu S&P 500, o tyle obecnie sytuacja jest odwrotna. Rentowność długoterminowych „skarbówek” powyżej 4,50 proc. w chwili pisania tego artykułu wyraźnie przewyższa stopę dywidendy na poziomie nieco powyżej 1,60 proc.
Jakie wnioski płyną z tego porównania? Wątpliwości nie ulega jedna kwestia – obligacje stały się dużo atrakcyjniej wyceniane z punktu widzenia długoterminowego inwestora i są coraz ciekawszą propozycją do portfela (o czym pisaliśmy przed tygodniem). Ale czy nadwyżka ich rentowności nad stopą dywidendy oznacza, że akcje stały się z kolei zupełnie niekonkurencyjne w tym „pojedynku”?
Już rzut oka na historyczne zależności pokazuje, że pobyt rentowności obligacji powyżej stopy dywidendy nie jest niczym szczególnie nietypowym, anormalnym czy też złowieszczym. Z takim stanem rzeczy inwestorzy mieli do czynienia wręcz przez zdecydowaną większość czasu. To raczej sytuacja odwrotna, czyli rentowność poniżej stopy dywidendy była zjawiskiem bardziej nietypowym, charakterystycznym dla ery ultraniskich kosztów pieniądza (2009–2021).