Według danych Banku Światowego już w 2023 r. USA przeznaczały 18 proc. przychodów na obsługę zadłużenia. 1,8 bln dolarów w 2035 r. ma stanowić 22,2 proc. przychodów budżetu federalnego, co jest ambitnym założeniem, biorąc pod uwagę, że w 2024 r. całkowite wpływy sięgnęły 5 bln USD. Aby prognoza analityków się spełniła, w 2035 r. wpływy budżetowe USA musiałyby sięgać 8 bln dolarów rocznie.
USA i inne kraje trzeciego świata
Sęk w tym, że nawet realizacja ambitnego celu zwiększenia wpływów i jednoczesnego okrojenia wydatków budżetu federalnego nie gwarantuje USA sukcesu. Ekonomiści lubią posługiwać się miarą zadłużenia w relacji do PKB, ale nie jest ona zbyt przydatna w ocenie wiarygodności kredytowej danego państwa. W istocie, znane są przypadki, gdy kraje o niskim zadłużeniu w relacji do PKB wpadały w potężne kłopoty (np. Rumunia), a krajom o wysokim wskaźniku długu udawało się plasować obligacje oprocentowane na niemal 0 proc. przez całe dekady (vide Japonia).
Lepszą miarą wydaje się właśnie relacja kosztów odsetkowych do przychodów. Jeśli przyjrzymy się krajom, które zmuszone zostały do zawieszenia obsługi zadłużenia, to zazwyczaj to właśnie koszty odsetkowe odbierały im płynność. W pewnym momencie rządy musiały wybierać między zaspokajaniem potrzeb obywateli i respektowaniem warunków emisji obligacji. Wybór „obywatelski” jest politycznie zrozumiały, ale oznacza odcięcie od możliwości dalszego pozyskiwania finansowania i zdanie się na łaskę MFW, który domaga się zwykle radykalnych reform. Podejście „to nie my, to inwestorzy są źli”, tylko odracza reformy, ewentualnie ugruntowuje reżim.
Czytaj więcej
W drugiej połowie roku realnie do ośmiu firm może przeprowadzić emisje obligacji na podstawie prospektów, z czego dwie to potencjalni debiutanci. Z drugiej strony, część firm wycofuje się z planów emisji.