Poniedziałkowy końcowy wyskok miał kogoś przekonać, ale chyba nie było to aż takie skuteczne. Przebieg poniedziałkowej sesji, abstrahując od samej zmiany cen, nie był tak jednoznacznie pozytywny. Kolejne dwa dni nie potwierdzają, by rynkiem zajął się poważny popyt. Co z tym zrobić? Myślę, że właśnie zakres notowań z poniedziałku będzie tu dobrym odniesieniem. Na razie nie ma poważnego powodu, by wątpić w dalszy wzrost cen. W końcu taki jest trend, a więc zmiana z nim zgodna jest jakby z założenia bardziej prawdopodobna. Tym samym zakładamy, że poziom szczytu z poniedziałku zostanie pokonany. A jeśli nie? Sygnałem potwierdzającym obawy o jakość popytu z pierwszego dnia tygodnia byłoby zejście cen pod minimum z poniedziałku. Doszłoby w ten sposób do zanegowania całego pozytywnego ruchu z początku tygodnia, a po drugie, jednocześnie byłoby to zanegowanie wyjścia nad szczyt z końca października. To jeszcze samo w sobie sygnałem dla graczy średnio- terminowych by nie było, ale ci szybsi mieliby pewne podstawy, by przynajmniej zredukować poziom swojego optymizmu. Warto zauważyć, że w poniedziałkowe południe rynek osiągnął poziom oporu, który w końcówce wprawdzie pokonał, ale w kolejnych dwóch dniach ten sygnał już nie obowiązywał. To może być przesłanka za tym, by przygotować się na fazę słabości.