– Pracujemy nad nową daniną od banków, od odsetek od rezerw obowiązkowych, co ma przynieść budżetowi 1,5–2 mld zł – ogłosił w środę minister finansów Andrzej Domański. To zaskakująca deklaracja. Jeszcze kilka tygodni wcześniej minister bronił sektor przez podatkiem od zysków nadzwyczajnych, wskazując, że i tak są jednym z największych płatników do budżetu.
Czy tym nowym pomysłem Ministerstwo Finansów, czy szerzej rząd, wpisuje się w tezę Ludwika Koteckiego, członka RPP, że podwyższenie podatków w średnim okresie jest nieuniknione?
Jaki stan finansów publicznych
Z punku widzenia stanu finansów publicznych taka teza wydaje się zupełnie uprawniona. Już obecnie dochody w relacji do PKB spadają, wydatki zaś rośną. Deficyt budżetowy jest rekordowo wysoki, w tym roku ma sięgnąć nawet 290 mld zł, a wciąż pojawiają się nowe wyzwania. Od tych relatywnie mniejszej wagi, jak konieczność przedłużenia programu mrożenia cen energii czy podwyżek płac w budżetówce, po znacznie większe. Państwa NATO właśnie zgodziły się wydawać już 5 proc. PKB rocznie na obronność, a w kraju wkrótce wróci temat podwyżki kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł, co kosztowałoby budżet 50–60 mld zł.
– I nie łudźmy się, że teraz będziemy mieli dwa lata spokoju; kampania wyborcza ruszy na nowo zaraz po zaprzysiężeniu prezydenta – wskazuje dodatkowo Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. – Dlatego szacuję, że nadmierny deficyt na poziomie 5–6 proc. PKB może utrzymać się co najmniej do 2029 r. Jeśli rząd nie zacznie prawdziwej konsolidacji finansów publicznych, dług publiczny może przekroczyć konstytucyjne limity – ostrzega.