Z punktu widzenia polskiej gospodarki lepiej, żeby uchodźcy zostali jak najdłużej

Nieustannie zadziwia mnie, że emigracja uchodźcza z Ukrainy tak dobrze zadomowiła się na naszym rynku pracy – mówi prof. Paweł Strzelecki, wicedyrektor Instytutu Statystyki i Demografii SGH, ekspert ekonomiczny Narodowego Banku Polskiego.

Publikacja: 11.08.2025 06:00

prof. Paweł Strzelecki, wicedyrektor Instytutu Statystyki i Demografii SGH, ekspert ekonomiczny Naro

prof. Paweł Strzelecki, wicedyrektor Instytutu Statystyki i Demografii SGH, ekspert ekonomiczny Narodowego Banku Polskiego

Foto: Fot. mpr

Czy jako autora wielu analiz na temat migrantów w Polsce i ich wpływu na gospodarkę, coś jeszcze zaskakuje pana w badaniach?

Nieustannie zadziwia mnie, że emigracja uchodźcza z Ukrainy tak dobrze zadomowiła się na naszym rynku pracy. Patrząc historycznie, na uchodźców z innych konfliktów zbrojnych: to nie musiało się tak skończyć. Migranci, którzy przyjechali do nas, dość szybko znaleźli pracę, i to często pełnoetatową. A przypomnijmy, że to w 80-90 proc. kobiety, w dodatku z dziećmi. To była siła, która okazała się bardzo istotna dla podaży pracy i potencjału wzrostu gospodarczego.

Czytaj więcej

Ukrócić 800+ obcokrajowcom? Ekonomiści oceniają pomysł

W niedawnym raporcie opublikowanym przez NBP, którego jest pan współautorem, piszecie, że „obfitość taniej siły roboczej mogła zniechęcać firmy do inwestowania w modernizację technologiczną lub automatyzacją”. To dotyczy nie tylko ostatnich lat, ale generalnie ponad dekady. Wskazujecie, że odkąd Polska w 2014 r. przekształciła się z kraju emigracyjnego w imigracyjny, to spowalnia postęp w zakresie wdrażania technologii i redukcji nieefektywności. Czy można zaryzykować stwierdzenie, że migracja z Ukrainy była „substytutem” dla działań zwiększających produktywność? Czy na bazie państwa badań wskazujących na średni wkład migrantów we wzrost PKB Polski około 0,50 pkt proc. rocznie można wyciągać wniosek, że gdyby nie oni, to nasza gospodarka rosłaby wolniej? Czy po prostu – byłaby trochę inna, silniej zautomatyzowana w części branż?

To jest kluczowe pytanie: co by się stało z polską gospodarką, gdyby tych imigrantów tylu nie było i gdyby podaż pracy spadała przez ostatnie dziesięć lat o ponad milion osób, tak jak liczba Polaków w wieku produkcyjnym. W naszym artykule pokazujemy, że napływający imigranci przyczyniali się do podtrzymywania tempa wzrostu gospodarczego w ostatniej dekadzie pomimo negatywnego trendu demograficznego.

Oczywiście napływ imigrantów był na pewno wygodny dla firm, które w okresie wyżu demograficznego oparły swój model działania o niskie koszty pracy wykwalifikowanych pracowników. Polska jest znana na świecie z wysoko wykwalifikowanej siły roboczej, którą można relatywnie tanio zatrudnić w przemyśle czy usługach wplecionych w globalne sieci dostaw. Napływ imigrantów z Ukrainy pozwolił na uniknięcie szoku, który musiałby się skończyć ograniczeniem produkcji lub koniecznością dużych inwestycji w produktywność. Co więcej, imigrantów można było dość szybko zobaczyć na rynku pracy bez większych nakładów na ich integrację ze społeczeństwem czy naukę języka polskiego. Mimo pewnych problemów, część kwalifikacji zdobytych na Ukrainie mogła być wykorzystywana w Polsce (transport, budownictwo) i póki co nie widać oznak wyraźnej segmentacji na rynek pracy tylko dla Polaków i tylko dla imigrantów.

Pytanie jest też takie, gdzie pójdziemy dalej? Mamy niską stopę bezrobocia. Aktywność zawodowa polskich obywateli jest blokowana przez niski wiek emerytalny, szczególnie kobiet. Ale to na razie temat tabu. Napływ imigrantów z Ukrainy rozładowywał ten problem, ale on ponownie zacznie się nasilać. W mojej ocenie Ukraina jest już silnie wydrenowana z siły roboczej. Widzimy już tego skutki – spada migracja netto z Ukrainy, a rośnie z Białorusi i bardziej egzotycznych krajów.

Pewne rezerwy ciągle tkwią w organizacji czasu pracy i wykorzystaniu kwalifikacji pracowników. Większa możliwość pracy w niepełnym wymiarze czasu i z większą elastycznością godzin pracy przyciągnęłaby do zatrudnienia wiele osób, które obecnie mają trudności z godzeniem pracy w pełnym wymiarze z obowiązkami rodzinnymi, albo którym na pełnowymiarową pracę nie pozwala zdrowie. Dotyczy to zarówno imigrantów, jak i osób z polskim obywatelstwem. Rezerwy tkwią jeszcze w niepełnym wykorzystaniu kwalifikacji imigrantów, którzy już napłynęli. Dane wskazują, że pomimo sukcesywnej poprawy, wciąż duży odsetek osób pracuje poniżej swojego wykształcenia i kwalifikacji.

Czytaj więcej

Napływ imigrantów pozwolił na odwrócenie reformy podnoszącej wiek emerytalny

Właśnie! „Premia za formalne wykształcenie imigrantów była przez cały czas bardzo niska” – piszecie w raporcie. Blisko połowa uchodźców jest nadmiernie wykwalifikowana względem zajmowanego stanowiska. Czy długoterminowo optymalnie wykorzystujemy ich obecność w Polsce, zapewniając sobie korzyści dla gospodarki nie doraźne, ale na pokolenia?

To zasadne pytanie. Migranci, którzy do nas napłynęli przed 2022 r., często deklarują, że chcieliby w Polsce pozostać już na stałe. Wydaje się, że są dobrze zintegrowani z polskim społeczeństwem. Natomiast uchodźcy zwykle w ponad połowie deklarują w badaniach, że w zasadzie nie wiedzą, co wybiorą w przyszłości. Do pewnego stopnia może to wynikać z tego, że przyjechali do Polski „przymusowo” ze względu na wojnę, nie wybierali tego kraju, pozostawili na Ukrainie rodziny.

Patrząc z punktu widzenia interesów polskiej gospodarki: lepiej, żeby uchodźcy zostali tu jak najdłużej, a najlepiej, żeby jeszcze ściągnęli rodziny. Tak jak wspomniałem - o ile w krótkim okresie to jest zadziwiające, jak szybko dostosowali się do realiów w Polsce, jak szybko znaleźli pracę - o tyle w dłuższym terminie dla polskiego państwa byłoby opłacalne, aby ułatwić tym osobom pozostanie w Polsce, jeśli takie będzie ich dążenie.

Na razie władze przedłużają sukcesywnie okres objęcia ochroną czasową imigrantów, którzy napłynęli z Ukrainy po wybuchu pełnoskalowej wojny. Przyjmujemy jako pewnik, że uchodźcy pewnie w Polsce zostaną - bo gospodarcza przyszłość Ukrainy jest niepewna. To prawdopodobne, ale należy liczyć się też z tym, że jeżeli poprawi się tam sytuacja, to część osób powróci na Ukrainę i może to być wyzwanie dla naszego rynku pracy.

To może negatywnie odbić się na koniunkturze w Polsce?

Według mnie imigranci, którzy już napłynęli do Polski są z wielu powodów cennym zasobem polskiej gospodarki – także w dłuższej perspektywie i nawet jeśli część z nich wróci na Ukrainę. Zdecydowana większość z nich tu pracuje, to osoby, które już poznały nasz kraj, wiedzą jak funkcjonuje polski rynek pracy, mają kontakty, które będą owocować współpracą gospodarczą w przyszłości. Część z imigrantów na własną rękę zdobywa wykształcenie i kwalifikacje, aby poprawić swój los. Dzieci imigrantów uczą się w polskich szkołach, studiują na naszych uczelniach. Więc pod tym względem już można powiedzieć, że wygraliśmy. Natomiast otwarte pozostaje pytanie na ile te osoby będą pracować w Polsce w horyzoncie ich przyszłej aktywności zawodowej. Nastroje antyimigranckie i brak adresowanej do imigrantów pomocy w nauce polskiego czy pośrednictwie pracy na pewno nie będą ułatwiać integracji.

Niezależnie od pozytywnych szacunków wpływu imigracji na dynamikę polskiego PKB, dodatni jest także bilans korzyści i kosztów związanych z imigrantami jeśli chodzi o finanse publiczne. Tak na zdrowy rozum: trudno znaleźć negatywy z napływu młodych osób aktywnych na rynku pracy, płacących składki i rzadko zgłaszających się po świadczenia. Nawet jeżeli mówimy o zwiększeniu popytu na usługi w służbie zdrowia czy większej liczbie uczniów w szkołach, to nie jest to ten rząd wielkości porównywalny z ich wkładem do polskiej gospodarki i systemu emerytalnego.

Czytaj więcej

W jakiej kondycji jest obecnie gospodarka ukraińska?

Czy traktuje pan wyniki swoich badań też jako swego rodzaju odtrutkę na nastroje antyukraińskie, czy szerzej: antyimigranckie? Mnie uderzają bardzo wysokie wskaźniki aktywności zawodowej Ukraińców w Polsce. Tymczasem pokutuje mit o tym, że cudzoziemcy w Polsce często nie pracują.

Generalnie nasz system świadczeń, w porównaniu do krajów Europy Zachodniej, nie jest zbyt hojny dla osób niepracujących. Poza 800 plus oferujemy relatywnie niewiele. Mniejsza jest więc motywacja do pozostania w Polsce osób, które nie pracują. To jest nasza różnica w porównaniu na przykład z Niemcami, gdzie, mimo pewnych zobowiązań, jakie imigranci muszą podejmować (np. nauka języka niemieckiego, kontakt z urzędami), oferta świadczeń jest wyższa.

Jeśli chodzi o kwestie polityczne, to obecne działania polityków bardzo mi przypominają sytuację w Wielkiej Brytanii przed brexitem. Temat migracji stał się wówczas wiodący, być może dlatego, że w ciągu kilku lat pojawiła się tam duża grupa imigrantów z nowych krajów UE (w tym z Polski). Prasa bulwarowa poszukiwała sensacji w pokazywaniu pojedynczych przypadków jak imigranci wykorzystują ich finanse publiczne – na przykład pobierając świadczenia na dzieci mieszkające na co dzień w Polsce. Politycy przekonywali, że imigranci utrzymują się ze świadczeń, i gdy Wielka Brytania wyswobodzi się z objęć Unii Europejskiej, to będzie mogła odzyskać kontrolę nad swoimi granicami, a budżet tylko zaoszczędzi. Jaka była prawda, wszyscy wiemy.

Przekonali się o tym też Brytyjczycy: gdy w końcu znaleźli się poza UE i zaczęli się zmagać z brakiem rąk do pracy w wielu branżach, nie odzyskując wcale kontroli nad napływem imigrantów. Co ciekawe, pokazywały to także poważne raporty naukowe publikowane w Wielkiej Brytanii przed brexitem. Badania naukowe należy więc robić, aby poznać prawdę, ale nie przeceniałbym ich wpływu na opinie osób z „bańki” naszych obywateli, którzy mają obawy przed migrantami.

Atawistyczny lęk przed obcymi nie jest racjonalny i może być potężnym narzędziem politycznym. Mam nadzieję, że w Polsce, pomimo antyimigranckich sloganów, zwycięży jednak bardziej zdroworozsądkowe podejście do imigracji i chłodna kalkulacja.

Wzrost gospodarczy byłby niższy gdyby nie uchodźcy z Ukrainy

Jak wynika z opublikowanego przez NBP raportu autorstwa Pawła Strzeleckiego, Jakuba Growca i Roberta Wyszyńskiego, gdyby nie napływ uchodźców, wzrost gospodarczy w Polsce w 2022 i 2023 r. byłby niższy. NBP szacuje, że odpowiadają oni za ok. 1,5 pkt. proc. z wynoszącego nieco ponad 5 proc. realnego wzrostu PKB (29 proc. całości) w tym okresie.

Wkład migrantów w tym okresie - uwzględniając też „przedwojennych” z Ukrainy oraz pracowników z innych krajów - był nieco niższy, acz też znaczący. Wynosił blisko 1 pkt proc. (18 proc. całego wzrostu). To ważne, bo na podobnym poziomie +0,5 pkt proc. średniorocznie szacowany był też wkład imigrantów w polski wzrost gospodarczy w latach 2013-2021. Niemniej w tamtym okresie stanowiło to „tylko” 13 proc. łącznego wzrostu PKB. W ostatnich latach relatywny wpływ cudzoziemców na naszym rynku pracy na polski wzrost gospodarczy wręcz rośnie.
Pozytywnego wkładu uchodźców nie można oczywiście utożsamiać z oceną, że pełnoskalowa wojna w Ukrainie nam się opłaca. Jak zauważali analitycy banku Pekao, sam wzrost cen energii z lat 2022-2023 odebrał polskiemu wzrostowi gospodarczemu około 2,8 pkt proc., czyli z nawiązką to, co „dali” Ukraińcy. Niemniej ich napływ zmitygował część napięć na polskim rynku pracy.

Łcznie w 2023 r. w Polsce pracowało blisko 1,8 mln migrantów – niespełna 920 tys. „przedwojennych” migrantów z Ukrainy, około 450 tys. uchodźców oraz 415 tys. imigrantów z innych krajów. Napływ uchodźców na polski rynek pracy w latach 2022-2023 nałożył się na spadek liczby „przedwojennych” migrantów w liczbie około 200 tys., co łącznie oznaczało wzrost liczby pracujących Ukraińców w Polsce w tych latach o około 250 tys.

Imigranci z Ukrainy są bardzo aktywni na polskim rynku pracy. Dotyczy to przede wszystkim imigrantów przedwojennych (w 2024 r. wskaźnik zatrudnienia 93 proc., według badań NBP), ale też uchodźców (68 proc.). Pod względem zatrudnienia uchodźców z Ukrainy, według danych OECD, w zasadzie nie mamy sobie równych na świecie. Badanie NBP z listopada 2024 r. wykazało, że wskaźnik aktywności zawodowej Ukraińców w Polsce jest nawet wyższy niż wśród Polaków (nawet po uwzględnieniu różnic w strukturze wiekowej i płciowej). Jednocześnie w 2023 r. ponad połowa imigrantów przedwojennych i około dwie trzecie uchodźców wykonywało prace na niższych stanowiskach. „Biorąc pod uwagę dużą liczbę Ukraińców z wykształceniem wyższym w polskiej sile roboczej, sugeruje to, że znaczna część imigrantów pracuje poniżej swoich kwalifikacji” – napisano w badaniu NBP.

Gospodarka krajowa
Kotecki z RPP: W tym roku jeszcze co najmniej jedna obniżka stóp procentowych
Gospodarka krajowa
Zielona branża – niskie zyski, duży sens
Gospodarka krajowa
Czy kryterium dochodowe jest fair?
Gospodarka krajowa
PMI urósł, ale wciąż wygląda mizernie. Co z innymi danymi?
Gospodarka krajowa
Szef MAP Wojciech Balczun o swoich planach. Czas na pomoc dla Poczty Polskiej
Gospodarka krajowa
PMI dla przemysłu w Polsce w górę. To jednak niemal najgorsze dane od roku