Stabilizacja i minimalne podwyżki

W przyszłym roku możliwe niewielkie, kilkuprocentowe podwyżki cen energii dla firm i odbiorców indywidualnych

Publikacja: 19.10.2010 16:29

Stabilizacja i minimalne podwyżki

Foto: GG Parkiet

W ciągu kilku tygodni będzie wiadomo, o ile więcej zapłacimy za elektryczność w 2011 r. Odbiorcy biznesowi teraz starają się kontraktować energię na przyszły rok, a jej sprzedawcy w najbliższych dniach rozpoczną z Urzędem Regulacji Energetyki dyskusję o cenach elektryczności dla gospodarstw domowych. W opinii ekspertów, a także samego regulatora powodów do znaczących podwyżek po prostu nie ma.

[srodtytul]Biznes liczy, że drożej nie będzie[/srodtytul]

Swoistym wyznacznikiem cen na rynku dla odbiorców biznesowych stają się notowania na Towarowej Giełdzie Energii i wyniki organizowanych przez nią aukcji. Ich wyniki są jawne, wiec wiadomo, jak duży wolumen energii znalazł nabywców i po jakiej cenie. Ostatnie aukcje – w październiku – pokazały, że za energię na 2011 r. w godzinach szczytowego zapotrzebowania trzeba zapłacić nawet 220 zł za megawatogodzinę. Ale cena średnia jest znacznie niższa – ok. 195 zł. – Cena, po jakiej energia jest sprzedawana na aukcjach, staje się coraz bardziej wiarygodnym sygnałem dla rynku – przyznaje szef Vattenfall Sales Grzegorz Lot. – A ich poziom jest zbieżny z tym, jaki w swoich analizach mają spółki obrotu.

Ale dyrektor Lot zastrzega, że stabilizacja cenowa teraz nie oznacza gwarancji, iż w przyszłym roku nie będzie drożej. – Nie ma pewności, że za kilka tygodni coś na rynku się nie wydarzy i nie stanie się impulsem do podwyżek, wiele mówi się o możliwym wzroście zapotrzebowania na energię w kraju w przyszłym roku i o tym, że część klientów biznesowych jeszcze nie zakontraktowała dostaw na cały 2011 rok – dodał przedstawiciel szwedzkiego koncernu. Henryk Kaliś z Forum Odbiorców Energii uważa jednak, że ten okres stabilizacji cenowej może się utrzymać nawet do 2013 r. – Po gwałtownym wzroście cen dla biznesu pod koniec 2008 r., który rzutował na 2009 r., i niewielkim wzroście w tym roku w przyszłym podwyżka też może być minimalna – o poziom inflacji – dodaje.

Jego zdaniem energia dla biznesu może w 2011 r. kosztować ok. 195 zł za 1 MWh. Dla porównania w tym roku największe firmy przemysłowe kupowały elektryczność po 183–184 zł za 1MWh, mniejsze firmy – po ok. 187–190 zł. Od sierpnia, gdy weszły w życie nowe przepisy prawa energetycznego nakładające na producentów obowiązek sprzedaży energii na wolnym rynku, właśnie giełda nabrała dodatkowego znaczenia. – Ale też ciągle dużą rolę odgrywają umowy bilateralne na dostawy – przyznaje Henryk Kaliś.

Dyrektor Grzegorz Lot uważa, że istotne znaczenie dla poziomu przyszłorocznych cen dla biznesu będzie też mieć polityka prezesa Urzędu Regulacji Energetyki. – URE nie kontroluje ani nie ustala cen energii dla firm, bo zostały kilka lat temu uwolnione, ale wyznacza taryfy dla gospodarstw domowych, które mają istotne znaczenie w bilansie każdej spółki obrotu – mówi. – W ostatnim czasie poziom cen w taryfach dla gospodarstw domowych nie pokrywał kosztów zakupu energii przez spółki, więc tę różnicę musiały sobie rekompensować gdzie indziej.W praktyce, by zniwelować straty na sprzedaży elektryczności klientom indywidualnym, spółki po prostu sprzedawały ją drożej odbiorcom biznesowym.

Eksperci rynku przyznają, że cenniki dla biznesu – zwłaszcza z tzw. grupy C, czyli małych i średnich firm – mogą wzrosnąć na początku 2011 r. już po tym, gdy szef Urzędu Regulacji zatwierdzi taryfy dla gospodarstw domowych na poziomie niższym, niż oczekują tego sprzedawcy energii.

[srodtytul]Ceny dla gospodarstw domowych pod kontrolą[/srodtytul]

Wczoraj upłynął termin, jaki firmy energetyczne miały na złożenie w URE wniosków o nowe taryfy w 2011 r., ponieważ stosowane obecnie cenniki obowiązują do przełomu grudnia i stycznia. – Wezwaliśmy firmy do złożenia wniosków taryfowych na przyszły rok – mówi prezes URE Mariusz Swora. – Na razie trudno przesądzić, czy i jakie podwyżki cen nastąpią. Badamy sytuację na rynku.

Prezes Swora uważa jednak, że nie ma żadnych fundamentalnych przesłanek, by podwyżki cen w 2011 r. były znaczące. Z kolei przedstawiciele spółek – sprzedawców mówią o rosnących kosztach zakupu elektryczności i dodatkowych obowiązkach dotyczących nabycia większej ilości tzw. zielonej energii, czyli ze źródeł odnawialnych, wytwarzanej w skojarzeniu oraz z metanu. Zatem kilkuprocentowy wzrost cen w 2011 r. – w ich opinii – jest przesądzony. Dodatkowym czynnikiem cenotwórczym będzie podwyżka stawki VAT z 22 proc. do 23 proc. To też doda kilka złotych na końcowym rachunku odbiorcy. Ostatecznie poziom opłat będzie zależał również od tego, o ile wzrosną stawki za dystrybucję (czyli dostarczenie energii). Firmy spodziewają się, że szef URE zgodzi się na ok. 3-proc. podwyżkę.

W praktyce negocjacje urzędu ze sprzedawcami energii trwają co najmniej kilka tygodni. Urząd Regulacji, który ma za zadanie równoważyć interesy firm i ich klientów, jednak stara się bronić tych ostatnich przed nieuzasadnionym wzrostem cen. Zwykle spółki żądają znacznych podwyżek – nawet 10 i więcej proc., a URE zgadza się na najwyżej kilkuprocentowe. W tym roku sytuacja była podobna – ostatecznie energia zdrożała o ponad 5 proc.

Według niektórych ekspertów końcowy rachunek dla klienta indywidualnego w przyszłym roku może być wyższy o ok. 6 – 7 proc. Przy założeniu, że przeciętna rodzina płaci rocznie ok. 600 zł za elektryczność, w 2011 r. wzrost wyniesie 3–3,5 zł miesięcznie.

[srodtytul]Prawo zmiany dostawcy mało popularne [/srodtytul]

Niektórzy eksperci i przedstawiciele branży sugerują, że prezes URE powinien jednak zgodzić się na podwyżki cen dla gospodarstw domowych, tak jak oczekują tego sprzedawcy. – Wtedy spółki obrotu nie musiałyby rekompensować sobie niskich taryf podwyżkami dla małych i średnich firm, a jednocześnie oferty dla gospodarstw domowych byłyby w skali kraju zróżnicowane – mówi anonimowo jednej z ekspertów. – Teraz cenniki są zbliżone, więc w praktyce sprzedawcy między sobą nie konkurują, a odbiorcy indywidualni nie mają bodźca do zmiany dostawcy energii. Opinie o braku konkurencji i starań o pozyskiwanie klientów indywidualnych potwierdzają choćby dane o tym, w jak minimalnym stopniu korzystają oni z prawa wyboru sprzedawcy energii. Na koniec czerwca zmieniło firmę energetyczną zaledwie 1,5 tys. osób, podczas gdy w całym kraju jest ponad 13 mln gospodarstw. A wcześniejsze badania pokazały, ze 89 proc. Polaków nawet nie wie, że może to zrobić. URE zdecydowało się więc na kampanię informacyjną i promocję w mediach, by przekonać Polsków, że energia to też towar i warto wybrać najlepszego jego sprzedawcę. Ale część ekspertów zauważa, że nawet najlepsza kampania nie przyniesie rezultatu, jeśli ceny energii nie będą bardziej zróżnicowane na rynku, a na przejściu od jednego dostawcy do innego nie będzie można faktycznie zarobić. A to oznacza, że zmiana musi przynieść klientowi konkretne oszczędności na rachunku – więcej niż 2-3 zł miesięcznie. Dlatego chętniej z prawa wyboru dostawcy energii chętniej korzystają firmy, zwłaszcza te największe, bo dla nich obniżka opłat nawet o 10 proc. to oszczędności liczone nawet w milionach złotych rocznie.

[ramka][srodtytul]URE chroni przed podwyżkami[/srodtytul]

Od trzech lat trwa dyskusja o całkowitym uwolnieniu cen energii elektrycznej. Ale decyzja o odejściu od zatwierdzania taryf dla gospodarstw domowych ma charakter polityczny i ze względu na jednoznacznie negatywny wydźwięk społeczny rządowi trudno ją podjąć. Wprawdzie raz zapadła, ale obowiązywała zaledwie kilka dni, a prezes Urzędu Regulacji Energetyki, który ją ogłosił, stracił stanowisko. Następca – Mariusz Swora – uznał, że rynek nie jest na tyle konkurencyjny, by można było uwolnić ceny. Nastąpiła sytuacja patowa – z jednej strony twarde stanowisko szefa URE, a z drugiej narzekania firm, że muszą odbiorcom indywidualnym sprzedawać energię zbyt tanio i tracą na tym. Na dodatek spółki prywatne należące do zagranicznych koncernów skierowały sprawę do sądu, uznając, że pierwsza decyzja o uwolnieniu cen jest obowiązująca. Obecny rząd postanowił znaleźć złoty środek i zaproponował przepisy chroniące tzw. odbiorców wrażliwych, czyli najbiedniejszych, proponując dla nich niższą cenę energii już po uwolnieniu. Jednak przepisy do tej pory nie weszły w życie.

[b]Filip Elżanowski[/b]

[b]ekspert branży, Uniwersytet Warszawski[/b]

Wszystko wskazuje na to, że w przyszłym roku rzeczywiÊcie można się spodziewać na rynku stabilizacji, jeÊli chodzi o poziom cen hurtowych. Towarowa Giełda Energii wprawdzie jeszcze nie będzie wyznacznikiem cen, ale transakcje, które będą za jej poÊrednictwem dokonywane, na pewno powinny stanowić punkt odniesienia dla uczestników rynku. Nadal jednak przeważać będą kontrakty bilateralne, choć giełda też będzie rosła w siłę. Obawiam się, że do pewnego zamieszania może dojÊć przy okreÊlaniu ceny elektryczności dla gospodarstw domowych na rok 2011. Firmy narzekają, że taryfy nie pokrywają ich kosztów i że de facto dokładają do odbiorców indywidualnych lub próbują częściowo zrekompensować sobie straty, podnosząc opłaty dla drobnego biznesu. Na pewno sektor będzie nalegał na jak najszybsze uwolnienie cen energii dla gospodarstw domowych, ale wydaje się, że jeszcze w przyszłym roku nie będzie to możliwe. Wprawdzie przygotowywane są przepisy umożliwiające ochronę najbiedniejszych odbiorców przed nadmiernym wzrostem cen energii, ale ze względów politycznych mogą wejść w życie dopiero w roku 2012. Wydaje się więc, że przyszły rok może być ostatnim, w którym prezes URE zatwierdza cenniki dla gospodarstw domowych.[/ramka]

Surowce i paliwa
MOL stawia na dalszy rozwój sieci stacji paliw
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Surowce i paliwa
Orlen bez sukcesów w Chinach
Surowce i paliwa
Mniej gazu po fuzji Orlenu z Lotosem i PGNiG
Surowce i paliwa
Obecny i były zarząd Orlenu oskarżają się nawzajem
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Surowce i paliwa
JSW szuka optymalizacji kosztów. Bogdanka może pomóc
Surowce i paliwa
Praca w kopalniach coraz mniej efektywna. Zyski górnictwa zamieniły się w straty