Znamy założenia projektu rozporządzenia ministra klimatu i środowiska w sprawie zmiany wielkości udziału ilościowego sumy energii elektrycznej wynikającej z umorzonych świadectw pochodzenia potwierdzających wytworzenie energii elektrycznej z odnawialnych źródeł energii w 2023 r.
Założenia zmian
Resort klimatu i środowiska w obliczu wysokich cen energii oraz napiętej sytuacji na rynkach energetycznych, wywołanych agresją Rosji na Ukrainę, proponuje zmianę wielkości udziału ilościowego sumy energii elektrycznej wynikającej z umorzonych świadectw pochodzenia potwierdzających wytworzenie energii elektrycznej z OZE. Obecnie ta wielkość wynosi 18,5 proc. dla tzw. zielonych certyfikatów. Jednak w projektowanym rozporządzeniu w porównaniu z poziomem obowiązującym w 2022 r., resort chce zmienić wielkości udziału odnoszącego się do nich i obniżyć go o 8,5 pkt proc. do 10 proc. – Wielkość udziału określona na tym poziomie ma przyczynić się do ograniczenia stopnia obciążenia odbiorców końcowych kosztami wynikającymi z funkcjonowania systemu świadectw pochodzenia, przy jednoczesnym zapewnieniu rentowności instalacji i bezpieczeństwa partycypujących w nim wytwórców – argumentuje resort.
Wojna zmienia postrzeganie
Resort podkreśla, że zmiana ta to także koniec zasad, którymi resort kierował się jeszcze do 2021 r. Wówczas, kluczowym czynnikiem były dążenia do eliminacji nadpodaży świadectw pochodzenia obserwowanej w ostatnich latach, a wywołanych wprowadzeniem ustawy odległościowej, która przyblokowała rozwój nowych farm wiatrowych na lądzie. Wówczas rynek OZE udało się pobudzić dzięki aukcjom OZE oraz stopniowemu podwyższaniu obowiązku OZE. Kryzys energetyczny, a także wojna na Ukrainie zmienia jednak percepcje i rządzący zaczynają patrzeć na ten obowiązek jako jeden z elementów przekładających się na ceny energii. Faktycznie koszty uprawnień rosną, jednak analitycy podkreślają, że wzrost ten jest naturalny ponieważ odpowiada on na wzrost cen energii elektrycznej podyktowany rosnącymi cenami gazu w obliczu kryzysu energetycznego. Resort dodaje, że przedefiniowanie dotychczasowych priorytetów w zakresie funkcjonowania tego mechanizmu stało się – jak to sam określił – konieczne „po gwałtownym i bezprecedensowym wzroście cen zielonych certyfikatów" – które w październiku ubiegłego roku jednostkowo (na pojedynczych sesjach) osiągnęły poziom 300 zł/MWh oraz jednoczesnym skokowym wzroście cen energii elektrycznej, która stanowi drugie źródło przychodu inwestorów objętych przedmiotowym systemem wsparcia. Jednak październik był jednym z przykładów pokazujących właśnie korelacje cenową między cenami energii a certyfikatami. Ich wysoka cena była odpowiedzią na wysokie ceny energii, a te z kolei – wysokich cen surowców.
Obniżyć ceny prądu
W tym miejscu dochodzimy do kluczowego elementu i argumentacji. Resort podkreśla, że utrzymanie bieżącej sytuacji generuje nadmierne obciążenie odbiorców końcowych, których interesy powinny równoważyć się z interesami wytwórców funkcjonujących w systemie świadectw pochodzenia. Zdaniem ekspertów resortu, obniżenie poziomu obowiązku na 2022 r. o 1 punkt procentowy do poziomu 18,5 proc. okazało się niewystarczające do zniwelowania efektu wysokich cen, stąd też zaproponowano tak głęboką korektę. Tym śladem podążają także spółki Skarbu Państwa. Polska Grupa Energetyczna i Tauron pytani przez nas o stanowisko w sprawie podkreślają, że malejąca podaż i brak korekty po stronie popytu powoduje szybki wzrost cen certyfikatów. – Wysoki koszt certyfikatów oraz rekordowe ceny energii elektrycznej bezpośrednio przekładają się na wzrost obciążenia dla odbiorcy końcowego – mówi PGE. Tauron wskazuje, że obniżenie poziomu obowiązku przełoży się na łącznie mniejsze koszty ponoszone przez odbiorców końcowych.