Wspomaganie gospodarek jeszcze potrwa

Marszałek Alan Brooke mówił o Winstonie Churchillu: – Dzięki Bogu jest z nami. Ale tylko Bóg wie, w co on nas pakuje! To samo można powiedzieć o reakcji rządów i banków centralnych na kryzys

Publikacja: 24.12.2009 07:07

Bank Rezerw Federalnych bez wątpienia wywołał wielki kryzys, zmniejszając ilość pieniędzy w obiegu w

Bank Rezerw Federalnych bez wątpienia wywołał wielki kryzys, zmniejszając ilość pieniędzy w obiegu w latach 1929–1933 Milton Friedman amerykański ekonomista, laureat Nagrody Nobla z ekonomii, guru monetarystów

Foto: Bloomberg

Pomogła uniknąć najgorszego scenariusza. Pompowanie bilionów dolarów w sektor finansowy, agresywne obniżki stóp procentowych oraz uruchomienie ogromnych pakietów stymulacyjnych bez wątpienia przyczyniły się do tego, że świat powoli wychodzi z recesji. Nie oznacza to jednak końca obecnego kryzysu. Finanse publiczne wielu krajów są w kiepskim stanie. Trzeba wypracować więc strategie wyjścia z kłopotów, zanim lekarstwo na kryzys nie stanie się przyczyną kolejnej choroby systemu. Niektórzy ekonomiści, jak na przykład noblista Joseph Stiglitz, uważają, że gospodarki będą potrzebować w przyszłym roku dalszej stymulacji,by uniknąć kolejnej recesji

[srodtytul]Koniunktura na łasce rządów[/srodtytul]

Największe kryzysowe wstrząsy na rynkach finansowych, których symbolem stał się upadek legendarnego banku inwestycyjnego Lehman Brothers, miały miejsce jesienią 2008 r. Wówczas też rozpoczęła się skoordynowana w skali światowej akcja ratowania sektora bankowego, którą z kolei symbolizuje tzw. plan Paulsona (TARP). Jednak gros działań podjętych przez rządy w celu ugaszenia kryzysu oraz złagodzenia jego wpływu na realną gospodarkę przypadło na 2009 r.

O ile Rezerwa Federalna oraz Bank Japonii (BoJ) sprowadziły stopy procentowe do poziomu bliskiego zera już pod koniec 2008 r., o tyle Bank Anglii (BoE) zakończył cykl obniżek dopiero w lutym br., a Europejski Bank Centralny (EBC) trzy miesiące później. Część krajów naszego regionu, które w obawie przed załamaniem kursów swoich walut jesienią ubiegłego roku musiały zacieśniać politykę pieniężną, na jej złagodzenie mogły sobie pozwolić dopiero w tym roku. W niektórych z nich cykl obniżek nadal trwa (Czechy, Węgry).

Cięcia stóp szybko okazały się niewystarczające, co na Zachodzie zaowocowało tzw. ilościowym luzowaniem polityki pieniężnej. W marcu Fed przeznaczył 300 mld USD na skup obligacji skarbowych oraz 850 mld USD na zakup instrumentów powiązanych z rynkiem hipotecznym. Bank Anglii przez skup obligacji skarbowych i korporacyjnych wpompował w gospodarkę około 200 mld funtów. BoJ, który takie niekonwencjonalne rozwiązania stosuje niemal nieprzerwanie od 1989 r., także zdecydował się w tym roku na zwiększenie przeznaczanych na to środków. Najbardziej wstrzemięźliwy był pod tym względem EBC, który stosunkowo skromny program ilościowego luzowania polityki pieniężnej (60 mld euro) zapoczątkował dopiero w lipcu.

Do arsenału polityki fiskalnej niektóre rządy – m.in. Waszyngton i Berlin – sięgnęły już w 2008 r., ale najbardziej imponujące pakiety stymulacyjne przypadły dopiero na bieżący rok. Najwięcej uwagi przykuła amerykańska ustawa, podpisana w lutym przez nowego prezydenta Baracka Obamę, przewidująca wsparcie gospodarki do końca 2010 r.

787 mld USD w postaci ulg podatkowych, inwestycji infrastrukturalnych, zwiększenia dostępności zasiłków dla bezrobotnych oraz innych świadczeń socjalnych, a także większych nakładów na edukację i służbę zdrowia. W UE rytm nadawał Berlin, który na początku roku postanowił wydać na walkę z kryzysem kolejnych 50 mld euro, choć wcześniej zapewniał, że poprzedni pakiet stymulacyjny był w pełni wystarczający. Środki te zostały spożytkowane m.in. na pomoc dla sektora motoryzacyjnego przez dopłaty samochodowe dla osób, które przed kupnem nowego pojazdu zezłomują stary.

Program ten, zwany powszechnie „pieniądze za złom”, został wdrożony niemal równocześnie także w wielu innych krajach UE, m.in. we Francji, Włoszech, w Hiszpanii i Wielkiej Brytanii, a po kilku miesiącach także w USA. Co znamienne, gigantyczne nieraz fiskalne pakiety ratunkowe przyjęło też wiele państw rozwijających się. Pekin przeznaczył na podbicie popytu wewnętrznego blisko 600 mld USD. MFW ocenia, że państwa G20 wydały w tym roku na wsparcie gospodarek łącznie około 820 mld USD, co odpowiada 2 proc. ich PKB w 2008 r. W 2010 r. pójdzie na ten cel kolejne 660 mld USD.

Te kwoty nie oddają jednak w pełni zaangażowania rządów w walkę z kryzysem, ponieważ nie obejmują kosztów wsparcia dla sektora finansowego. Tymczasem i w tej dziedzinie wydatki w dużej mierze przypadły na mijający rok. W marcu rynki finansowe zelektryzowały doniesienia o tzw. planie Geithnera, w ramach którego Departament Skarbu planował, przy wsparciu prywatnych inwestorów, wykupić od instytucji finansowych nawet 1 bln USD toksycznych aktywów. Ostatecznie okazał się on niewypałem, ale w innych krajach podjęto skuteczniejsze działania na rzecz oczyszczenia bankowych bilansów. Londyn objął gwarancjami aktywa niektórych banków, w Irlandii powstał niedawno tzw. zły bank, a w nieco innej formie rozwiązanie takie zastosował Berlin.

W przekonaniu większości ekonomistów działania te okazały się skuteczne (więcej na ten temat na sąsiedniej stronie). Gdy w październiku MFW zdecydowanie złagodził swoje kasandryczne prognozy sprzed kilku zaledwie miesięcy, tłumaczył, że zaskoczyła go bezprecedensowa koordynacja rządów w walce z kryzysem. Istnieją jednak także inne dowody skuteczności tych reanimacyjnych inicjatyw. To dzięki nim banki szybko przezwyciężyły wzajemną nieufność, a stworzone przez luźną politykę pieniężną warunki na rynkach finansowych pozwoliły na szybki powrót tego sektora do rentowności. W sferze realnej jednoznaczne jest odbicie wskaźników zaufania konsumentów i przedsiębiorców do gospodarki.

[srodtytul]Koniec z ekonomią na sterydach[/srodtytul]

„Tak jak w mijającym roku koniunktura w gospodarce światowej oraz na rynkach finansowych była przede wszystkim funkcją działań stymulacyjnych rządów i banków centralnych, tak w 2010 r. znajdzie się ona pod wpływem wygaszania tych nadzwyczajnych działań” – napisał w noworocznej prognozie zespół ekonomistów banku Morgan Stanley. Sugestie, że banki centralne i rządy powinny przygotować plany wycofania się z działań oliwiących tryby gospodarki, podyktowane są obawami, że mogą one poskutkować wybuchem inflacji oraz powstaniem nowych baniek na rynkach, zwłaszcza wschodzących i surowcowych.

Władze doskonale zdają sobie sprawę z tych zagrożeń, a wiele programów już jest wygaszanych. EBC w połowie grudnia przeprowadził ostatnią aukcję 12-miesięcznych nisko oprocentowanych pożyczek dla sektora finansowego, a ostatnia aukcja pożyczek półrocznych odbędzie się w marcu. Także Fed stopniowo zamyka linie kredytowe, które miały zastąpić rynek pożyczek międzybankowych, a już w październiku zakończył program skupu obligacji skarbowych. BoE pozostaje pod tym względem w tyle, ale przypuszczalnie i on w pierwszych miesiącach 2010 r. skończy z ilościowym luzowaniem polityki pieniężnej.

Jeszcze przez trzy miesiące Fed zamierza udzielać funduszom inwestycyjnym specjalnych pożyczek na zakup instrumentów zabezpieczonych kredytami studenckimi i samochodowymi oraz długiem z kart kredytowych. Analogiczny program wspierający słaby wciąż rynek kredytów na nieruchomości komercyjne potrwa do połowy 2010 r. Z kolei w III kwartale Fed, EBC oraz BoE przystąpią – według oczekiwań rynku – do podnoszenia stóp procentowych. W krajach, które uniknęły głębokiej recesji (m. in. Australia, Norwegia, Izrael), cykl podwyżek już się rozpoczął.

Jeśli chodzi o politykę fiskalną, pakiety zadekretowane w minionym roku były w większości rozłożone na dwa lata, będą więc nadal realizowane. Ich składowe są już jednak wygaszane. Przykładowo, zarówno w USA, jak i w większości krajów europejskich, rządy skończyły z subsydiami dla nabywców aut.

Diagnoza Morgana Stanleya jest jednak trafna z jednym zastrzeżeniem: proces „zwijania” programów wsparcia dla gospodarki może potrwać dłużej, niż się powszechnie uważa. Rządowe interwencje mają bowiem to do siebie, że zaciemniają obraz gospodarki i w efekcie trudno jest jednoznacznie ocenić, w jakim punkcie się ona znajduje. Widać to na przykładzie danych docierających z Niemiec. Choć od pięciu miesięcy spada tam stopa bezrobocia, nie wiadomo, w jak dużym stopniu jest to zasługa rządowych dopłat dla firm, które zamiast zwalniać pracowników, zatrudnią ich na niepełny etat. Program ten potrwa do końca 2010 r., lecz dopłaty przyznane w 2008 r. wkrótce zaczną wygasać. Niewykluczone, że wówczas stopa bezrobocia gwałtownie podskoczy.

Co więcej, pomimo propagandy sukcesu, która towarzyszy ocenie antykryzysowych inicjatyw rządów, nie wszystkie z nich przyniosły oczekiwane efekty. Luźna polityka pieniężna banków centralnych miała zażegnać ryzyko deflacji, ale ze względu na anemiczny popyt konsumpcyjny wciąż wydaje się ona bardziej realna niż inflacja. Niemrawy listopadowy wzrost cen w strefie euro i w USA był niemal wyłącznie efektem zwyżki cen paliw w porównaniu z listopadem 2008 r., gdy na rynku ropy panowała bessa. Z kolei pomoc dla sektora bankowego wciąż nie przełożyła się na wzrost podaży kredytu, co było jej zasadniczym celem.

Najlepszą ilustracją trudności, jakie w najbliższych miesiącach mogą napotkać rządy, dostarcza Japonia, gdzie zagrożenie deflacyjne się pod koniec roku nasiliło. W efekcie rząd w Tokio przed kilkoma tygodniami był zmuszony uchwalić trzeci już pakiet stymulacyjny, a Bank Japonii ustanowił kolejną specjalną linię kredytową. Tamtejsza gospodarka jest oczywiście nietypowa ze względu na niską skłonność Japończyków do konsumpcji. Jak jednak powiedział niedawno „Parkietowi” Julian Jessop, ekonomista ds. międzynarodowych w Capital Economics, inne zachodnie gospodarki zaczynają japońską coraz bardziej przypominać. Czy nie jest znamienne, że Waszyngton jeszcze w grudniu zdecydował się przeznaczyć 150 mld USD na poprawę koniunktury na rynku pracy?

[srodtytul]Bolesne cięcia zostawione następcom[/srodtytul]

– Zwiększyć PKB jest bardzo łatwo. Wystarczy tylko odpowiednio dużo się zapożyczyć i wydawać pieniądze. O wiele trudniej jest osiągnąć zrównoważony wzrost gospodarczy – przyznaje David Karbsol, główny ekonomista Saxo Banku. Kosztem pobudzenia gospodarki za pomocą pakietów stymulacyjnych jest pogorszenie stanu finansów publicznych, które dotknęło nawet najbogatszych państw świata. Będą one zmagały się z tym problemem jeszcze przez wiele lat.

Według listopadowej prognozy OECD dług publiczny krajów najbardziej rozwiniętych gospodarczo wzrośnie średnio z 78 proc. PKB w 2007 r. do 99 proc. PKB w 2009 r. i 118 proc. PKB w 2014 r. W ciągu pięciu lat przekroczy on w USA 100 proc. PKB (w 2008 r. wynosił 40 proc. PKB), a w Japonii przez trzy lata wzrośnie powyżej 200 proc. PKB (w 2008 r. 172 proc. PKB). Dużą rolę w „dziurawieniu” budżetów będą odgrywały wydatki poniesione w czasie kryzysu na ratowanie banków oraz stymulację gospodarek. Tak jak miny zabijają ludzi jeszcze długo po zakończeniu wojen, tak skutki antykryzysowej pomocy budżety będą odczuwały jeszcze przez wiele lat od upadku banku Lehman Brothers.

– Wydatki mające na celu wsparcie systemu finansowego nadal będą uwzględniane w budżetach, ale przychody podatkowe spadną z powodu spowolnienia wzrostu gospodarczego. Odbudowa aktywów i związanych z nimi dochodów będzie czasochłonna – głosi analiza Międzynarodowego Funduszu Walutowego.

Amerykański deficyt budżetowy w roku fiskalnym 2009 r. sięgnął rekordowej sumy 1,4 bln USD, czyli blisko 10 proc. PKB. Departament Skarbu spodziewa się, że w przyszłym roku jego wielkość niewiele się zmieni, chociaż dzięki silniejszemu wzrostowi gospodarczemu będzie on wynosił jedynie nieco powyżej 9 proc. PKB. Nie uda się go szybko znacząco zmniejszyć. Według prognoz Brookings Institution jeszcze za dziesięć lat deficyt będzie liczył 6,4 proc.

W podobnie kiepskiej sytuacji jest Wielka Brytania – również bardzo hojna we wspomaganiu banków. W tym roku jej deficyt budżetowy wyniesie prawdopodobnie 11,5 proc. PKB, a w przyszłym 13 proc. PKB. Na razie agencje ratingowe zachowują najwyższe oceny kredytowe USA, Wielkiej Brytanii i Japonii. Sygnalizują jednak, że w przyszłości może się to zmienić. – Ratingi USA i Wielkiej Brytanii mogą przetestować granice najwyższej kategorii Aaa – dyplomatycznie ogłosiła na początku grudnia agencja Moody’s.

Narastające zadłużenie i powiększające się deficyty mogą więc sprawić, że nawet najbogatszym krajom świata trudniej będzie się dalej zapożyczać. To sprawi zaś, że konieczne będą cięcia wydatków publicznych. Takie redukcje zawsze zaś obniżają popyt wewnętrzny.

Część ekspertów uspokaja jednak, że problem finansów publicznych bogatych państw Zachodu będzie tracił na znaczeniu wraz z postępami gospodarczej stabilizacji. – Ciężar zadłużenia będzie coraz mniej niepokoił, gdy wzrost gospodarczy ustabilizuje stosunek długu do PKB, a baza podatkowa się rozszerzy. To ważniejsze niż możliwość spłacenia całego zadłużenia zapadalnego w ciągu dziesięciu lat – napisał Paul Krugman, laureat ekonomicznej nagrody Nobla.

Równie ważna dla światowej gospodarki jak same działania stymulacyjne będzie strategia likwidowania ich skutków. – Przy odchodzeniu od stymulacji trzeba zachować dużą ostrożność i nie można tego zrobić zbyt wcześnie. W 1937 r. podczas New Dealu rząd USA postanowił zmniejszyć deficyt budżetowy i doprowadziło to do nowej recesji – przypomina David Hillier, ekonomista z Aviva Investors.

– Cięcia budżetowe będą spowalniać wzrost PKB, ale jeżeli będą one przeprowadzane stopniowo, gospodarka to wytrzyma i nie wpadnie w recesję. Polityk, który w ciągu dwóch lat będzie próbował w USA zmniejszyć deficyt np. z 10 proc. PKB do 3 proc., szybko straci pracę. Historia zna jednak przykłady państw, które obniżały w ciągu pięciu lat deficyt o 6–8 proc. PKB. Jeśli więc będą one redukowane o 0,5 proc. rocznie, nie zdestabilizuje to gospodarek – wyjaśnia Guy Verberne, ekonomista z banku Fortis.

[srodtytul]Co by się stało, gdyby rządy i banki centralne w porę nie interweniowały?[/srodtytul]

Częściową odpowiedź na tytułowe pytanie mogą dać wydarzenia z Wielkiego Kryzysu lat 20. i 30. Reakcja większości rządów i banków centralnych była wtedy słabsza niż w przypadku obecnego kryzysu. O filozofii działania, jaką przyjęli ówcześni decydenci, świadczą choćby rady dawane prezydentowi USA Herbertowi Hooverowi przez sekretarza skarbu Andrew W. Mellona. – Zlikwidować siłę roboczą, zlikwidować akcje, zlikwidować farmerów, zlikwidować nieruchomości... To oczyści system ze zgnilizny. Spadną wysokie koszty życia i zniknie życie na zbyt wysokiej stopie. Ludzie będą ciężej pracować i żyć bardziej moralnie. Osoby przedsiębiorcze zastąpią zaś mniej kompetentnych ludzi – argumentował sekretarz w 1930 r.

Mellon stosował wiele argumentów, których w 2008 i 2009 r. używali przeciwnicy programu TARP. Sprzeciwiał się ratowaniu „słabych i źle zarządzanych” banków oraz fiskalnemu stymulowaniu gospodarki. Uważał, że ożywienie nadejdzie, gdy system się oczyści. Jego nadzieje okazały się płonne. W efekcie tej polityki kryzys nie został powstrzymany, a Mellona znienawidziły miliony Amerykanów.

Wiele lat po zakończeniu Wielkiego Kryzysu za brak odpowiedniej reakcji krytykowali amerykański rząd i Fed nie tylko zwolennicy Keynesa. Guru monetarystów Milton Friedman uważał, że władze USA nie stanęły wtedy na wysokości zadania, gdyż nie wpompowały odpowiednio dużej ilości pieniędzy do systemu finansowego. (Inną sprawą jest, że według tego wybitnego ekonomisty samo istnienie Banku Rezerw Federalnych USA przyczyniło się do załamania gospodarczego w 1929 r.).

Poglądy Friedmana na temat Wielkiego Kryzysu zgłębiał m.in. obecny szef Fedu Ben Bernanke. I jak się obecnie wydaje „dobrze odrobił lekcje”. Dane statystyczne mówią wyraźnie, że „uniknięto najgorszego”. W czasie Wielkiego Kryzysu bezrobocie w USA (w maju 1933 r.) sięgnęło 25,6 proc. Podczas obecnego załamania ledwo przekroczyło 10 proc. Amerykański PKB może spaść w tym roku (według Międzynarodowego Funduszu Walutowego) o 2,7 proc. W 1932 r. zmniejszył się zaś o 13,1 proc.

– Rządy i banki centralne wyciągnęły wnioski z poprzednich kryzysów i odpowiednio zareagowały. Gdyby nie podjęły decyzji o przekazaniu funduszy pomocowych przeżywającym trudności bankom, panika w systemie finansowym mogłaby się zwiększyć. Zaufanie nie wracałoby na rynki jeszcze przez dłuższy czas. Recesja byłaby głębsza oraz znacznie dłuższa. Być może doszłoby nawet do powtórki z Wielkiego Kryzysu. Nie tylko pomoc dla banków była jednak ważna. Bez pakietów stymulacyjnych wyjście świata z recesji trwałoby dłużej. Zapewne skończyłaby się ona w 2010 r., a nie w połowie 2009 r. – wskazuje Guy Verberne, ekonomista z Fortisa.

– Bez szybkiej i zdecydowanej reakcji rządów recesja na pewno potrwałaby dłużej. Świadczą o tym choćby dane dotyczące sprzedaży detalicznej. Za niemal każdą ich poprawę odpowiadały programy pobudzające popyt konsumentów, takie jak np. dopłaty do zakupu samochodów oferowane przez wiele zachodnich rządów – twierdzi David Hillier, ekonomista z Aviva Investors.

Oczywiście nie wszyscy eksperci podzielają ten punkt widzenia. Ich argumentem jest m.in. raport Biura Budżetowego Kongresu USA (CBO) z lutego 2009 r. Mówił on, że nawet bez pakietów stymulacyjnych (ale już po ostrych obniżkach stóp procentowych i uruchomieniu programów pomocowych dla banków) amerykańska gospodarka wyjdzie z recesji najpóźniej pod koniec 2009 r.

– Nie wiemy naprawdę, w jakiej mierze wzrost gospodarczy USA w ostatnich kwartałach wynikał z naturalnych procesów, a w jakiej z polityki monetarnej i fiskalnej. W większości dyskusji dominuje przekonanie, że recesja się skończy, gdy rząd przyjdzie na ratunek. Tymczasem gospodarki mogą same się leczyć, a interwencja pogarsza sprawę, tworząc niepewność i przeszkadzając w alokacji zasobów – napisał Jeffrey Miron, ekonomista z Uniwersytetu Harvarda, ekspert Cato Institute.

Nawet jednak najwięksi przeciwnicy interwencji państwa w gospodarkę przyznają, że dzięki niektórym działaniom władz i banków centralnych (np. cięciom stóp i ulgom podatkowym) być może uniknięto w 2009 r. głębszego załamania gospodarczego. Spory wśród ekspertów dotyczą więc nie tyle samej idei interwencji państwa w gospodarkę, co bardziej jej zakresu, kosztów i szczegółów oraz stopnia odpowiedzialności rządów, banków centralnych i sektora prywatnego za wywołanie kryzysu. Dyskusje te będą się toczyć jeszcze przez wiele lat...

Gospodarka światowa
Szwajcarski bank centralny mocno tnie stopy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka światowa
Zielone światło do cięcia stóp
Gospodarka światowa
Inflacja w USA zgodna z prognozami, Fed może ciąć stopy
Gospodarka światowa
Rządy Trumpa zaowocują wysypem amerykańskich fuzji i przejęć?
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka światowa
Murdoch przegrał w sądzie z dziećmi
Gospodarka światowa
Turcja skorzysta na zwycięstwie rebeliantów