Takiego ruchu spodziewali się prawie wszyscy ekonomiści w ankiecie Bloomberga. Sam komunikat również nie zawierał większych zmian, tak więc uwaga była skupiona przede wszystkim na konferencji prezesa Powella. W przeciwieństwie do samej decyzji konferencja dostarczyła rynkom emocji.
Z jednej strony Powell wskazywał na silny rynek pracy i przekonywał, że nie widać na razie oznak recesji. Z drugiej przyznał, że w ostatnim czasie popyt krajowy oraz produkcja słabły. Co prawda nie zapowiedział końca podwyżek, ale przestrzegł, że ich tempo i skala mogą być mniejsze w kolejnych miesiącach. To wystarczyło rynkom, żeby uznać całe wystąpienie za gołębie – indeksy poszybowały w górę, a dolar się osłabił.
Reakcja była zastanawiająca. Powell starał się być na tyle gołębi, na ile mógł w obliczu inflacji przekraczającej 9 proc., oraz na tyle jastrzębi, na ile mógł w obliczu pogarszającej się sytuacji makro. Jednak poza wzmianką o możliwym wolniejszym zacieśnianiu, całe wystąpienie było raczej jastrzębie. Szef Fed nie dopuszczał myśli, że gospodarka USA może już być w recesji, oraz podkreślał, że bank centralny przywiązuje dużą wagę do sprowadzenia inflacji do celu. Co więcej, Powell zasugerował, że zacieśnianie może być kontynuowane nawet w obliczu recesji, jeśli będzie to konieczne w celu okiełznania inflacji. To z kolei sugeruje brak znaczącej zmiany kursu przez rezerwę.