Opłaty transakcyjne to jeden z gorętszych tematów, które co jakiś czas przewijają się w dyskusji o przyszłości naszego rynku. Wątek ten znowu poruszony został ostatnio przez Izbę Domów Maklerskich w liście, jaki brokerzy wysłali do premiera Mateusza Morawieckiego. Czy apel przyniesie efekt?
Kto zarabia?
„IDM od dawna zwraca uwagę na wysokie koszty transakcyjne na warszawskiej giełdzie, gdzie otwarcie i zamknięcie pozycji jest wielokrotnie droższe niż na innych, konkurencyjnych parkietach, np. w Turcji. Giełda, która nie obsługuje inwestorów, a jedynie użycza domom maklerskim platformy transakcyjnej, pokazuje coraz wyższe zyski. Niezbędne jest obniżenie opłat giełdowych do poziomów konkurencyjnych i koncentracja działań polegających przede wszystkim na zwiększeniu płynności na rynku akcji" – można było przeczytać w liście brokerów do premiera Morawieckiego.
W ubiegłym roku przychody GPW z tytułu obsługi obrotu na rynku kasowym wyniosły 124,3 mln zł. W uproszczeniu można powiedzieć, że właśnie tyle brokerzy zapłacili giełdzie z tytułu opłat transakcyjnych. Jeśli kwotę tę podzielimy przez wartość obrotu z ubiegłego roku (prawie 212 mld zł), okaże się, że każdy 1 złoty obrotu wiązał się z kosztem transakcyjnym na poziomie 0,0574 proc. na rzecz GPW, a licząc tylko jedną stronę transakcji, było to 0,0287 proc. Standardowa prowizja dla inwestorów indywidualnych wynosi w domach maklerskich 0,39 proc. Na GPW przypada więc około 7,5 proc. tej stawki. Podobnie sytuacja wygląda, jeśli prześledzimy cennik giełdowy. Standardowo przy transakcji na kwotę 10 tys. zł inwestor musi oddać brokerowi 39 zł. Koszt giełdowy dla tego typu transakcji to 0,15 zł (opłata stała) i 0,029 proc. wartości zlecenia. W sumie daje to więc 3,05 zł, czyli niecałe 8 proc. tego, co trafia do domu maklerskiego. – Można się zastanawiać, czy podział tortu jest właściwy oraz czy jego wielkość jest odpowiednia. Z prowizji pobieranej przez domy maklerskie od inwestorów indywidualnych około 91 proc. kwoty trafia do biur, około 7,5 proc. do GPW i około 1,5 proc. do KDPW. Większość pieniędzy trafia więc do biur maklerskich. Podział ten wydaje się być uczciwy, a skoro tak jest, to problemem jest wielkość tortu – mówi Marek Dietl, prezes GPW.
Maklerzy wskazują jednak, że tego typu podejście do kosztów jest bardzo dużym uproszczeniem. – Oczywiście biznes w części detalicznej jest nadal stosunkowo wysokomarżowy. Trzeba jednak też pamiętać, że same koszty transakcyjne to tylko część wszystkich opłat. Do tego trzeba doliczyć wszystkie inne koszty, jakie domy maklerskie muszą ponosić na rzecz GPW i KDPW np. z tytułu dostępu i korzystania z systemów informatycznych giełdy – wskazuje jeden z brokerów. – W przypadku obsługi inwestorów indywidualnych udział samych opłat transakcyjnych w stosunku do pobieranej prowizji faktycznie jest stosunkowo nieduży. Zdecydowanie większym problemem jest obsługa inwestorów instytucjonalnych, gdzie koszty transakcyjne są zdecydowanie bardziej odczuwalne. Prowizja dla tej grupy inwestorów to bowiem około kilkunastu punktów bazowych – mówi kolejny z naszych rozmówców.