O tym, że kondycja branży maklerskiej jest w dużej mierze uzależniona od koniunktury rynkowej wiadomo nie od dzisiaj. Tydzień temu na łamach "Parkietu" pisaliśmy jednak, że mimo trwającej hossy, polscy brokerzy czują niedosyt. Owszem: niemal wszystkie podmioty w I półroczu 2025 r. zanotowały wzrost przychodów z tytułu prowizji i opłat względem analogicznego okresu rok wcześniej, ale patrząc na skalę wzrostów indeksów i obrotów na GPW, a także na zmienność, która pojawiła się w związku z tematem ceł, oczekiwania były dużo większe. A skoro tak, to tym bardziej zasadne wydaje się pytanie o to, jak może wyglądać II półrocze. Już w przypadku koniunktury rynkowej pojawiają się znaki zapytania.
- Chociaż oczywiście nie możemy tego wykluczyć, to w najbliższych miesiącach nie spodziewamy się zmienności wywołanej przez czynniki o tak niepowtarzalnym charakterze, jak to miało miejsce na początku roku. Nadal jednak nasze oczekiwania są optymistyczne. Czy jednak globalna sytuacja geopolityczna po raz kolejny nie wpłynie na rynki kapitałowe – czas pokaże – mówi Paweł Trzaska, dyrektor departamentu sprzedaży detalicznej Santander BM.
Nawet jeśli koniunktura i zmienność będą sprzyjać maklerom, to przecież I półrocze też pokazało, że to może być za mało dla krajowych brokerów. A przecież wyzwań stojących przed branżą też nie brakuje.
Umiarkowani optymiści
To, co najbardziej przeszkadza maklerom w wykorzystaniu pełni giełdowej hossy to wciąż stosunkowo niewielka aktywność inwestorów indywidualnych na GPW. Hossa napędzana jest przecież głównie przez inwestorów zagranicznych. Z perspektywy klienta indywidualnego nawet świetne wyniki indeksów to za mało, aby masowo ruszyć na giełdę. Brokerom może jednak pomagać "sezonowość". Na razie więc w branży panuje optymizm, chociaż znów należałoby dodać, że pozostaje on umiarkowany.