W I połowie 2023 r. wartość inwestycji w nieruchomości komercyjne w Polsce wyniosła 0,87 mld euro (4 mld zł), o 70 proc. mniej niż rok wcześniej. Mocne spadki obserwowaliśmy w całym regionie, łączna wartość inwestycji w Europie Środkowo-Wschodniej wyniosła 2,2 mld euro, o 59 proc. mniej rok do roku. Kiedy rozmawialiśmy niecały rok temu, mówił pan, że jednym z głównych problemów, z jakimi mierzy się rynek inwestycyjny, to oczekiwanie na ustabilizowanie się wycen nieruchomości. Skutki pandemii, najazd Rosji na Ukrainę, wzrost stóp procentowych, inflacja – takie było i jest otoczenie. Jak obecnie wygląda sytuacja?
W ciągu tego niecałego roku niewiele się zmieniło na rynku nieruchomości komercyjnych, może nawet weszliśmy na trochę wyższy poziom skomplikowania. Jak na razie nie mam najlepszych wiadomości, jeżeli chodzi o kondycję inwestycyjnej części polskiego rynku nieruchomości komercyjnych. Przede wszystkim nadal mamy wysokie stopy procentowe, bezpośrednie następstwo wydarzeń politycznych i makroekonomicznych. To główny hamulcowy rozwoju rynku inwestycyjnego nie tylko w Polsce czy regionie, ale także na dojrzalszych rynkach w Europie Zachodniej. Moim zdaniem, dopóki nie nastąpi zmiana kierunku polityki Fedu czy EBC odnośnie do kształtowania stóp procentowych, sytuacja się nie zmieni.
Globalni inwestorzy czekają teraz na wyraźne sygnały od podmiotów kształtujących politykę stóp procentowych o zakończeniu cyklu podwyżek. Do momentu takiego ogłoszenia na rynku będzie panowała niepewność i wyczekiwanie. Nieruchomości komercyjne są dziś mniej atrakcyjne w porównaniu z innymi możliwościami ulokowania pieniędzy, chociażby z obligacjami. To nie nastraja inwestorów do zwiększania alokacji na rynku nieruchomości bądź przeznaczenia dodatkowego kapitału na tego typu inwestycje.
Innym czynnikiem odpowiadającym za spowolnienie na rynku jest wciąż wojna w Ukrainie. Mam wrażenie, że inwestorzy, szczególnie z krajów Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych, boją się zrobić pierwszy krok. Nie ma pionierów, którzy chcieliby podjąć ryzyko i zawrzeć transakcję na warunkach, co do których nie mamy dzisiaj porównania. Takie transakcje mogłyby zostać zakwestionowane zarówno przez tych, którzy powierzają firmom inwestycyjnym swój kapitał, jak i przez komitety inwestycyjne takich graczy. Kapitał oczekuje więc na lepsze czasy na rynku nieruchomości.
Jak postrzegana jest Polska jako największy rynek inwestycyjny w regionie? Czy duże znaczenie mają chociażby wybory parlamentarne?
Z naszej perspektywy, z rozmów z inwestorami, wynika, że wybory nie są wiodącym tematem. Moim zdaniem, niezależnie od tego, jaki będzie powyborczy układ, dla inwestorów kluczowe jest, żeby ten układ doprowadził do stabilizacji gospodarczej i większej przewidywalności. To jest bardzo potrzebne, ponieważ cały czas inwestowanie w nieruchomości komercyjne w Polsce to domena zagranicznego kapitału. Więc skoro nie mamy kapitału krajowego, to przynajmniej nie zniechęcajmy tego zagranicznego.
Bardzo cierpimy przez to, że rodzimego kapitału na rynku inwestycyjnym nie ma. To jest szczególnie dobitnie odczuwalne w takich czasach jak obecnie. Nieprzypadkowo w Czechach spadek wartości inwestycji nie był tak głęboki (0,8 mld euro, o 37 proc. mniej niż rok wcześniej – red.), bo kupowali głównie inwestorzy czescy, względnie z regionu. W Polsce nie ma odpowiednich instrumentów do pośredniego inwestowania w nieruchomości, nie ma długoterminowo myślącego kapitału krajowego, chociażby z sektora ubezpieczeń. Brak płynności w Polsce jest więc zauważalny i to dodatkowy ważny czynnik, dla którego zagraniczni inwestorzy nie bardzo chcą podejmować ryzyko.