Ledwo minister finansów i gospodarki Andrzej Domański przedstawił swój pomysł na zmiany w osławionym podatku Belki, w serwisach społecznościowych wylała się fala rozczarowania.
Oto bowiem danina od zysków kapitałowych zostaje, a wolne od niej ma być nowe konto OKI (osobiste konto inwestycyjne). Na dodatek z limitem do 100 tys. zł, z czego tylko do 25 tys. zł może być w postaci depozytów bankowych czy obligacji oszczędnościowych. Reszta – jeśli ma być zwolniona z podatku – powinna trafić na zakup akcji i obligacji firm notowanych na giełdzie (także NewConnect), a także do funduszy inwestycyjnych.
Czytaj więcej
REIT-ów mieszkaniowych nie ma i nie będzie – tylko tyle powiedział minister Andrzej Domański pytany o prace nad przepisami wprowadzającymi tę formę zbiorowego inwestowania w nieruchomości.
Dlaczego minister Domański chce przekierować oszczędności Polaków
Zdecydowany plus OKI to pchnięcie pieniędzy Polaków ku bardziej aktywnym formom oszczędzania, które – bezpośrednio lub pośrednio – wspierają inwestycje przedsiębiorstw. Banki są siłą rzeczy konserwatywne w swojej polityce kredytowej, a – zalewane obecnie pieniędzmi ciułaczy – chętniej lokują je w obligacjach skarbu państwa niż udzielają kredytów. To skutek restrykcyjnej konstrukcji innego podatku – bankowego. Ów efekt wypychania przez państwo ogranicza dostęp przedsiębiorstw do kapitału. Dobrze, że min. Domański to dostrzegł.
Co z nadwyżką ponad 100 tys. zł w OKI? Ma ją objąć zryczałtowany podatek, którego stawka 0,8-0,9 proc. jest ekwiwalentem 19 proc. „zwykłego” podatku Belki od odsetek od obligacji skarbowych. To nakłaniać ma oszczędzających do szukania produktów inwestycyjnych, które przyniosą wyższy zysk. Wyraźnie widać tu wpływ ekonomii behawioralnej, która zaleca popychanie obywateli w kierunku pożądanych przez decydentów zachowań. Jest szansa, że pomoże to kulejącemu polskiemu rynkowi kapitałowemu i polskim firmom, które zmuszone są szukać kapitału na rozwój za granicą.