Zmęczony nią jest także Szwajcarski Bank Narodowy (SNB). Wczoraj ogłosił, że podejmie działania na rzecz osłabienia helweckiej waluty. Zapowiedział m.in., że będzie usiłował sprowadzić stopę procentową Libor 3M CHF, od której uzależnione jest m.in. oprocentowanie kredytów we franku, możliwie blisko zera. Od marca 2009 r. starał się ją utrzymywać na poziomie 0,25 proc. Zamierza też znacząco zwiększyć płynność na rynku franka. Szwajcarskie władze pieniężne dały też do zrozumienia, że nie wykluczają bezpośrednich interwencji na rynku walutowym.

– Kondycja światowej gospodarki pogorszyła się, a jednocześnie aprecjacja franka w ostatnich tygodniach wyraźnie przyspieszyła. W efekcie, zdecydowanie pogorszyły się perspektywy szwajcarskiej gospodarki – uzasadnił swoją decyzję SNB. Umacniający się frank tłumi dynamikę cen w alpejskiej konfederacji, stwarzając ryzyko deflacji. Obniża też konkurencyjność tamtejszego eksportu, który odpowiada za około 50 proc. szwajcarskiego PKB. - To wspaniałe wieści. Spekulanci muszą mieć się na baczności – cieszył się po komunikacie SNB Nick Hayek, prezes znanego producenta zegarków Swatch.

Od początku roku frank umocnił się wobec wszystkich 36 głównych walut. W stosunku do złotego zyskał w tym czasie 15 proc., a wobec euro i dolara odpowiednio 13 i 21 proc. W ostatnich dniach jego kurs wobec każdej z tych jednostek ustanawiał coraz to nowe rekordy. Tak samo było wczoraj rano. Za franka w pewnej chwili było trzeba zapłacić 3,75 zł. Ale po komunikacie SNB szwajcarska waluta wyraźnie się osłabiła – wobec polskiej nawet o 2,2 proc., do 3,61 zł. Wyraźnie spadł też Libor 3M CHF, wyrażający oprocentowanie trzymiesięcznych frankowych pożyczek na rynku międzybankowym. Po południu wynosił około 0,14 proc., w porównaniu z 0,18 proc. jeszcze rano. Gdyby stopa ta spadła do pożądanego przez SNB poziomu, polscy kredytobiorcy mogliby poczuć uglę – przy kredycie na 300 tys. zł na 30 lat mogliby oszczędzić około 40 zł miesięcznie. Ale nawet jeśli tak się nie stanie, niektórym dłużnikom pomóc mogą same banki. - Trwają dyskusje wewnętrzne na temat tego, w jaki sposób i jakim grupom klientów pomóc – powiedział wczoraj Cezary Stypułkowski, prezes BRE Banku, do którego należą mBank i Multibank. Jak jednak dodał, pomimo wzrostu kosztów kredytów denominowanych we frankach i tak należą one do najbardziej terminowo spłacanych zobowiązań. Podobnie jest w innych bankach.

To dobre informacje, bo większość analityków nie spodziewa się, aby SNB udało się osłabić szwajcarską walutę. – Interwencja SNB tylko chwilowo powstrzyma aprecjację franka. Ale osłabi się on dopiero wtedy, gdy z rynków zniknie niepewność – potwierdza Sebastian Wanke, ekonomista z Dekabanku. To właśnie niepewność inwestorów, związana m.in. z kryzysem fiskalnym w strefie euro, sporem o limit długu w USA a ostatnio także z wyraźnym hamowaniem światowej gospodarki, sprawiała, że kierowali oni kapitał do „bezpiecznych przystani", takich jak frank. A skoro inwestorzy nie szukają w Szwajcarii zysków, obniżka stóp procentowych nie odwiedzie ich od lokowania tam kapitału.

– Zdecydowana retoryka SNB może pomóc ustabilizować helwecką walutę – ocenił Alexander Koch, ekonomista z UniCreditu. Szwajcarskie władze pieniężne zapowiedziały bowiem, że w razie dalszej aprecjacji franka nie zawahają się przed bezpośrednią interwencją na rynku walutowym. – To musiałaby być skoordynowana interwencja czołowych banków centralnych. Robiąc to samodzielnie, SNB przegra batalię – zastrzegł jednak Henrik Gullberg, analityk walutowy Deutsche Banku. Do samodzielnych interwencji szwajcarskiej instytucji nie zachęcają także jej wyniki. Pod koniec lipca podała ona, że w I półroczu straciła 10,8 mld franków (39,1 mld zł), a w całym 2010 r. była 19 mld franków. Straty te były właśnie konsekwencją poprzednich działań SNB na rzecz osłabienia franka, przerwanych w połowie ub. r. Do tego czasu przed kilkanaście miesięcy skupował on zagraniczne jednostki płatnicze. Niemal pięciokrotnie zwiększył wówczas swoje rezerwy dewizowe. W czerwcu ub. r. ich wartość sięgała 227 mld franków, ale później systematycznie malała wskutek deprecjacji składających się na nie walut wobec franka. Rekordowe straty naraziły SNB na krytykę części polityków, którzy domagali się nawet dymisji jego prezesa Phillipa Hildebranda.