Reakcja była spokojna i wyważona. Choć po ataku USA na Iran gwałtownie wzrosła niepewność i awersja do ryzyka, to jednak inwestorzy przez ponad dobę mieli czas, żeby ochłonąć i przemyśleć swoje decyzje, stąd zapewne brak paniki w poniedziałek. Tak więc na rynku surowców drożała ropa naftowa, której podaż na światowych rynkach może zostać ograniczona, jeśli doszłoby (w odpowiedzi Iranu na przyłączenie się do wojny USA) do zamknięcia cieśniny Ormuz. Ponieważ nie do końca rynki finansowe w taki scenariusz wierzą (zaszkodziłoby to ostatecznie także samemu Iranowi), wzrosty cen ropy w ciągu dnia nie tylko się cofnęły, ale wręcz na koniec dnia ceny zaczęły spadać.
W obliczu wzrostu awersji do ryzyka inwestorzy „przypomnieli” sobie o dolarze. Kurs EUR/USD zszedł na niższe poziomy, tj. w okolice 1,1460, ale potem zawrócił i znowu notowany był powyżej 1,15. Traciły w poniedziałek, choć umiarkowanie, światowe giełdy. Traciły także, ale tylko w pierwszej połowie sesji, obligacje rządowe, które potem zaczęły odrabiać straty, i ostatecznie rentowności w USA spadały na koniec europejskich notowań o 5–7 pkt baz., w Niemczech zaś o 1–2 pkt baz.
W Polsce tracił na wartości złoty (kurs EUR/PLN znalazł się powyżej 4,28, po czym cofnął się w okolice 4,2750), spadały jednocześnie rentowności SPW (o 2–4 pkt baz.) i to zanim ich spadki pojawiły się na rynkach bazowych. Inwestorów, jak się wydaje, mogły skłonić do zakupów SPW nieco słabsze od oczekiwań majowe dane opublikowane z polskiej gospodarki i nie wystraszyły ich nawet wypowiedzi L. Koteckiego z RPP wskazujące, że w lipcu obniżki stóp procentowych nie będzie.