Zaostrzanie polityki pieniężnej w Chinach nie jest nowością i chyba każdy ma świadomość, że to nie koniec podobnych decyzji. Inflacja w Chinach ostatnio wyniosła 5,1 proc. i nawet przy nieco łagodniejszym spojrzeniu na dynamikę cen, podwyżki stóp procentowych lub ilościowe metody redukcji pieniądza w gospodarce będą czymś naturalnym. Zresztą dobrze to widać obserwując reakcję na dzisiejszą decyzję chińskich władz. Pomimo ruchu zacieśniającego politykę pieniężną rosną wyceny dolara australijskiego i nowozelandzkiego, choć gospodarki obu krajów mają znaczące powiązania z Chinami. Także notowania na rynkach akcji nie specjalnie się zmieniają. Powodem tego spokoju jest fakt, że podniesiono oprocentowanie instrumentów, które aktualnie nie mają wielkiego znaczenia dla operacji chińskich banków. Sytuację można przyrównać do istotności podniesienia ceny benzyny w sytuacji, gdy nasze auto jeździ na gaz. Owszem, korzysta się z benzyny, ale w skali znacznie mniejszej niż z gazu i to cena gazu jest dla nas ważniejsza.

Nikkei zakończył dzień wzrostem o 0,5 proc. ale końcówka notowań w Tokio miała miejsce przed pojawieniem się informacji o podwyżce stopy redyskontowej w Chinach, choć sądząc po zmianach cen po tej decyzji, nie ma to większej różnicy. Dla nas ważniejsze może być to, że stabilne notowania w USA (mały wzrost) i w Japonii (mały wzrost) przełożą się na umiarkowanie pozytywny start notowań w Warszawie. Wczorajsza słaba końcówka nie zapowiada śmiałych akcji popytu. Z drugiej strony koniec roku i względne zachowanie rynków zachodnich będzie hamować podaż. W takiej sytuacji można oczekiwać, że przedłużymy okres przebywania w zakresie grudniowej konsolidacji.