Ciekawie za to było i na początku sesji, i na jej końcu. Początek sesji to wzrost cen wywołany pozytywnym zachowaniem rynków azjatyckich. Szybko jednak do głosu doszła podaż. Jeszcze przed południem ceny kontraktów spadły nie tylko pod poziom minimum z dnia poprzedniego, ale również pod minimum z piątku. Tym samym przez chwilę doszło do tego, że rynek był broniony przez wyraźną formację wyspy z  31?stycznia.

O tym, że jest to silne wsparcie, powtarzam od dłuższego czasu. Podaży nie będzie łatwo go przełamać. Widać to było już wczoraj. Minimum sesji zostało ustanowione 19 pkt nad dołkiem z  31?stycznia.

Rynek znajdował się bliżej tego wsparcia niż pierwszego istotniejszego oporu na 2735 pkt, a mimo to nie doszło nawet do poważniejszej akcji podaży mającej na celu atak na wsparcie. Zamiast tego południowe wyciszone wahania składały się na powolny wzrost rynku. W końcowej fazie notowań ceny rosły jeszcze wyraźniej. Co ciekawe, zwyżka pojawiła się po danych o dynamice amerykańskiej produkcji przemysłowej, która wbrew oczekiwaniom spadła pierwszy raz od czerwca 2009 roku. Słabszy styczniowy odczyt był zaskoczeniem, ale też reakcja rynku była hamowana przez fakt rewizji danych za grudzień. Grudniowy wzrost produkcji nie wynosi już, jak wcześniej podawano, 0,8 proc., ale 1,2 proc.

Nie bez znaczenia jest fakt, że za spadek produkcji przemysłowej odpowiadały znaczące spadki produkcji w sektorze użyteczności publicznej oraz spółek wydobywczych. Poza tymi sektorami wzrost wyniósł 0,3 proc. i napędzany był wzrostem produkcji w przemyśle samochodowym o 3,2 proc. Bez sektora samochodowego wyniósł on 0,1 proc. wobec grudniowej poprawy o 0,9 proc.

Zatem dane faktycznie nie były takie złe, jakby to wyglądało na pierwszy rzut oka. Dzień zakończył się niewielką zmianą ceny względem wtorkowego zamknięcia, ale ważne jest to, że nie doszło do pokonania poziomu wsparcia. Brak wyraźnego odejścia od dołka z 31 stycznia sprawia, że nadal realna jest kolejna próba spadku i ataku. Mark Hulbert z MarketWatch sygnalizuje mocno optymistyczne nastroje w USA, co może znaczyć, że tamtejsza zwyżka traci impet, a to naszym bykom by nie pomogło.