W następstwie kryzysu w ogniu krytyki znalazły się premie bankowców i wysokie wynagrodzenia prezesów firm. Wątpliwości nie budziły jednak dotąd gaże członków rad nadzorczych. Tymczasem także one często są niewspółmierne do nakładów pracy oraz do rezultatów spółek – wynika z dorocznego raportu firmy analitycznej Spencer Stuart.
[srodtytul]Najlepiej w branży medycznej[/srodtytul]
Raport opiera się na danych z 12 miesięcy do końca maja 2009 r. Średnio rzecz biorąc, w tym okresie spółki objęte amerykańskim indeksem S&P 500 płaciły członkom swoich rad nadzorczych, nie pełniącym innej funkcji, blisko 213 tys. USD, o 2 proc. mniej niż rok wcześniej. Przy tym, 39 proc. tej kwoty wypłacana jest w postaci akcji, a 19 proc. w postaci opcji na akcje. Ponieważ liczebność gremiów nadzorczych wynosi średnio 10,8, spółki przeznaczały na ich utrzymanie około 2,3 mln USD rocznie.
Najhojniejsze były firmy z branż medycznej i energetycznej, gdzie wynagrodzenie nadzorców wynosiło przeciętnie ponad 300 tys. USD. Najgorzej osobom na tych stanowiskach płaciły firmy użyteczności publicznej oraz przemysłowe (odpowiednio: 163 i 178 tys. USD).
Rekordzistą był wiodący amerykański koncern gazowy XTO, gdzie gaża członka rady przekroczyła 800 tys. USD. Za nim uplasował się producent robotów chirurgicznych Intuitive Surgical (697 tys. USD), a dalej koncern energetyczny Chesapeake Energy (669 tys. USD) i producent komputerów Apple (633 tys. USD). Dla porównania, w 2008 r. na GPW najlepiej opłacani byli nadzorcy Stalproduktu, którzy otrzymali średnio 0,41 mln zł (144 tys. USD)