Jeżeli część instytucji finansowych „wyemigrowałaby” z Wielkiej Brytanii, byłoby to niefortunne, ale biorąc pod uwagę dotychczasowy koszt naprawy systemu finansowego, cena, którą ponieślibyśmy w wyniku tej migracji, byłaby warta zapłacenia – stwierdził Andrew Haldane, szef działu stabilności finansowej Banku Anglii. Potwierdził on tym samym, że jego instytucja będzie zacieśniać regulacje „bez względu” na koszty dla banków.
[srodtytul]King i Darling dają przykład[/srodtytul]
Wypowiedź Haldane’a jest częścią szerszej kampanii brytyjskiego rządu oraz Banku Anglii mającej na celu wzmocnienie kontroli państwa nad rynkami oraz zniechęcenie pożyczkodawców do podejmowania nadmiernego ryzyka finansowego.
W zeszłym tygodniu kanclerz skarbu Alistair Darling ogłosił, że wszystkie bankowe premie powyżej 25 tys. funtów (około 114 tys. zł), które będą wypłacone przez najbliższe pięć miesięcy, będą obłożone 50-proc. podatkiem. Danina ta ma dotknąć pracodawców i skłonić ich tym samym, by nie premiowali finansowo ryzykownych transakcji menedżerów. Słów krytyki brytyjskim bankierom nie szczędził również Mervyn King, gubernator Banku Anglii. W październiku wezwał do rozbicia dużych banków, tak by te same instytucje nie zajmowały się bankowością detaliczną i inwestycyjną. W ten sposób straty ponoszone przez instytucje finansowe w wyniku spekulacji w mniejszym stopniu wpływałyby na akcję kredytową dla gospodarki.
Wprowadzenie podatku na premie i zapowiedzi rozbicia dużych instytucji finansowych wywołały już poważne zaniepokojenie w londyńskim City. Brytyjskie Stowarzyszenie Bankierów wskazywało, że działania te doprowadzą do spadku konkurencyjności miejscowych banków, a mniejszym kredytodawcom, zatrudniającym gorzej opłacanych menedżerów, będzie trudniej walczyć o pozycję na międzynarodowych rynkach.