Prawdziwym zagrożeniem dla gospodarki, któremu stawiamy czoło, jest to, że banki nie pożyczają wystarczająco dużo i nie przekazują w ten sposób przedsiębiorstwom kapitału potrzebnego, by się wzmacniała – stwierdził Timothy Geithner, amerykański sekretarz skarbu. Dołączył tym samym do wielu polityków i ekonomistów zaniepokojonych kiepskimi rozmiarami akcji kredytowej.
[srodtytul]Posucha na rynku[/srodtytul]
Niepokój Geithnera w pełni podziela jego zwierzchnik – prezydent Barack Obama. Podczas spotkania z prezesami małych amerykańskich banków wezwał ich, by zwiększali wartość pożyczek udzielanych drobnym przedsiębiorcom. Zapowiedział nawet, że będzie zabiegać o zliberalizowanie regulacji, aby ulżyć małym pożyczkodawcom. Jest zresztą o co się niepokoić. Według danych Fedu wartość netto kredytów udzielonych przez amerykańskie banki w pierwszych trzech kwartałach 2009 r. spadła aż o 1,5 bln USD w porównaniu z tym okresem zeszłego roku.
Podobnie kiepskie dane nadchodzą też z drugiej strony Atlantyku. Według wyliczeń Banku Anglii wartość pożyczek udzielona spółkom przez brytyjskie banki spadła w październiku (w tempie zannualizowanym) o 7,4 proc. Choć część ekonomistów pociesza się, że we wrześniu spadek wyniósł 14,2 proc., to październikowe dane wskazują, iż sytuacja na brytyjskim rynku kredytowym wciąż jest daleka od przedkryzysowej „normalności”.
Źle pod tym względem jest również w strefie euro. We wrześniu, po raz pierwszy odkąd w 1992 r. zaczęto zbierać dane na ten temat, spadła w skali rocznej akcja kredytowa dla spółek. W październiku spadek się pogłębił z minus 0,3 proc. do minus 0,8 proc. – Sytuacja na rynku kredytowym jest bardzo napięta i będzie to duży hamulec dla ożywienia gospodarczego w strefie euro – przyznaje Ben May, ekonomista z Capital Economics.