Niepokój na rynku wywołały doniesienia agencji Reuters o tym, że Rosja 1 stycznia wstrzymała eksport ropy na Białoruś przez rurociąg naftowy Przyjaźń. Przyczyną zakręcenia kurka miało być fiasko negocjacji na temat warunków dostaw surowca. Według rosyjskich traderów – informatorów agencji – białoruskie rafinerie w Nowopołocku i Mozyrzu posiadały zapasy ropy jedynie na tydzień. Informacje te zostały wczoraj zdementowane przez białoruską państwową spółkę Biełnieftiechim.

Firma ta poinformowała również, że naftowe negocjacje z Rosją wciąż trwają, choć są bardzo trudne. Strona rosyjska nie chce się zgodzić na to, by dostawy ropy na Białoruś były całkowicie zwolnione z cła. Nie podoba się jej, że surowiec ten jest przerabiany w białoruskich rafineriach i sprzedawany po konkurencyjnych cenach na Zachód. Rosja chce więc nałożyć cło na ropę wykorzystywaną w ten sposób przez Białoruś.

Tymczasem białoruska państwowa spółka energetyczna ODU (wchodząca w skład koncernu Biełenergo) zagroziła, że przerwie „nieuprawniony” komercyjny przesył energii elektrycznej przechodzący przez białoruską sieć do Obwodu Kaliningradzkiego. – Przerwanie przesyłu może zagrozić energetycznym potrzebom Obwodu, w szczególności gospodarstwom domowym – oświadczyła ODU. Spółka przypomniała, że rosyjskie firmy energetyczne FSK JES oraz Inter RAO JES nie uzgodniły z nią warunków tranzytu prądu przez białoruską sieć energetyczną.