Jego komentarz przyczynił się do tego, że euro osłabiło się wczoraj przed południem wobec dolara o 0,5 proc.
Wypowiedź Starka ożywiła obawy inwestorów o stan finansów publicznych Grecji. Rynek poważnie zaniepokoił się kłopotami Hellady na jesieni zeszłego roku, gdy okazało się, że poprzedni grecki rząd najprawdopodobniej sfałszował prognozę deficytu budżetowego na 2009 r. W październiku nowy gabinet rządzący ogłosił, że deficyt sięgnie 12,7 proc. PKB, a nie 6 proc. PKB, jak twierdzili poprzednicy.
Agencje ratingowe Fitch, Moody’s i Standard & Poor’s obniżyły zaś w grudniu Grecji ratingi kredytowe do najniższych poziomów w strefie euro. Część analityków zaczęła wówczas snuć scenariusze bankructwa Grecji oraz destabilizacji strefy euro. – Komentarz Starka pokazuje, że władze EBC traktują kwestię finansów publicznych Grecji bardzo poważnie – twierdzi John Hydeskov, analityk z Danske Banku.
Reakcja ateńskiego rządu na wypowiedź Starka była szybka. – Nie spodziewamy się, że ktokolwiek nas uratuje finansowo. Myślę, że jasnym jest, że sami robimy wszystko, co potrzeba, aby zmniejszyć deficyt budżetowy i kontrolować dług publiczny. Nie ma żadnego planu B. Grecja sama sobie poradzi. Nie będzie nam potrzebna żadna pomoc z zewnątrz – uspokajał minister finansów Giorgos Papakonstantinou.
Rządowi udało się w zeszłym miesiącu w ekspresowym tempie przygotować nowelizację budżetu na 2010 r. i przeforsować ją w parlamencie. Deficyt budżetowy ma zostać obniżony w tym roku do 8,7 proc. PKB. Wielu ekonomistów wątpi jednak, czy uda się zrealizować ten cel. Zwłaszcza że rząd nie zdecydował się na poważne cięcia wydatków socjalnych.