Kandydatów jest 18. Szansę na przejście do drugiej tury mają tylko obecna premier Julia Tymoszenko oraz były premier Wiktor Janukowycz (różne sondaże dają im po około 20–30 proc. głosów). O wybór na drugą kadencję stara się również urzędujący prezydent Wiktor Juszczenko. W sondażach ma jednak mniej niż 5 proc. poparcia.
Wszyscy główni kandydaci są uznawani za „probiznesowych”. Media i politolodzy wskazują, że od lat są w dobrych stosunkach z oligarchami. Rynek nie spodziewa się więc rewolucyjnej zmiany w kierowaniu państwem. Ważniejsze dla inwestorów wydaje się obecnie to, że po wyborach zakończy się spór między Tymoszenko a Juszczenką, czyli konflikt, który przyczynił się do destabilizacji ukraińskiej gospodarki.
[srodtytul]Walka bez pardonu[/srodtytul]
Ci politycy rywalizują ze sobą, odkąd wspólnie odnieśli zwycięstwo nad Janukowyczem w Pomarańczowej Rewolucji 2004 r. W ostatnim roku ich spór często przekraczał jednak granicę zdrowego rozsądku. Np. wcześniej bardzo przychylny idei prywatyzacji Juszczenko blokował prywatyzacyjne projekty rządu Tymoszenko, w tym sprzedanie zakładów portowych w Odessie. Zainteresowany ich nabyciem był m.in. polski Kulczyk Holding. Rząd zaś, w obawie o sondaże, opóźnił o cały kwartał publikację danych o PKB z początku roku.
Spór dawnych sojuszników uderzył też w ukraińskie finanse publiczne. To z jego powodu Międzynarodowy Fundusz Walutowy wstrzymał aż do wyborów wypłatę ostatniej transzy środków pomocowych dla Ukrainy (wartości 3,8 mld USD). W zeszłym roku to właśnie pieniądze Funduszu (obiecał on Ukrainie łącznie 16,4 mld USD) uratowały kraj przed bankructwem.