Według niego Europejski Bank Centralny powinien ustalać stopy procentowe dla każdego państwa oddzielnie.
Jak wyjaśnia, po przystąpieniu Portugalii, Irlandii, Grecji i Hiszpanii (tzw. PIGS) do strefy euro, ich mieszkańcy uzyskali dostęp do kapitału na tych samych warunkach, co Niemcy. – Poskutkowało to boomem budowlanym, finansowanym zagranicznym kapitałem gotowym pomóc nowym, wiarygodnym kredytobiorcom, którymi wcześniej pogardzano – wskazuje Black.
Napływ kapitału doprowadził do szybkiej zwyżki płac w tych państwach, przy stosunkowo wolnym tempie wzrostu produktywności. – Wraz ze wzrostem kosztów produkcji, realny kurs wymiany euro w przypadku tych państw stał się zbyt wysoki i ucierpiała ich zewnętrzna konkurencyjność – dodaje.
Powstały w ten sposób deficyt na rachunkach obrotów bieżących tych państw był ochoczo finansowany przez dalszy napływ zagranicznego kapitału. Banki z takich państw, jak Niemcy, miały bowiem problem ze znalezieniem odpowiedniego popytu na kredyty na rodzimym rynku. Wyższa inflacja w krajach PIGS sprawiała bowiem, że realne stopy procentowe były tam niższe, więc tamtejszy sektor prywatny chętniej się zadłużał, niż niemiecki. Jak podkreśla Black, to właśnie zadłużenie sektora prywatnego, a nie publicznego, stało się źródłem problemów państw z obrzeży eurolandu.
- Wiele osób wini kraje PIGS za nadmierne długi publiczne i zaleca im cięcia budżetowe. Choć może być prawdą, że te długi mogą być nie do utrzymania, to nie jest źródło ich problemów. Ich redukcja nie usunie zachęty do nadmiernego zadłużania się w postaci realnych stóp procentowych – argumentuje ekonomista Uniwersytetu Północnej Karoliny. Co więcej, cięcia budżetowe mogą spowolnić wzrost gospodarczy, nasilając trudności, które mają rozwiązać.