Według niego wciąż nie można wykluczyć nawrotu recesji, choć coraz mniej ekonomistów żywi takie obawy.
– Dane historyczne wskazują, że w USA trwałe ożywienie gospodarcze zawsze szło w parze z ożywieniem na rynku nieruchomości. Tym razem odbicia na tym rynku nie widać – tłumaczy swój sceptycyzm wykładowca Uniwersytetu Chapman w Kalifornii i badacz liberalnego Instytutu Cato, który gości w Polsce na zaproszenie przewodniczącego KNF Stanisława Kluzy. Dlaczego rynek nieruchomości nie może się podnieść z kolan?
– Około 25 proc. właścicieli domów zmaga się z ich ujemną wartością, tzn. sytuacją, gdy ich obecna cena nie pokrywa zaciągniętego na nie kredytu – wskazuje Smith. To ogranicza wydatki konsumpcyjne Amerykanów oraz ich mobilność w poszukiwaniu pracy, która pomogłaby w redukcji stopy bezrobocia. Dodatkowo banki, które w swoich bilansach mają niepewne kredyty, nie są skore do pożyczania.
– Żaden z rządowych programów stymulacyjnych nie skupiał się na tym problemie – uważa noblista. Według niego banki muszą zrestrukturyzować kredyty tak, aby ich wartość odzwierciedlała obecne ceny domów. Powinny w tym celu wykorzystać nadmiarowe rezerwy, które zakumulowały dzięki programom ratunkowym Fedu, w tym skupowi aktywów za dodrukowane pieniądze (QE). Zdaniem Smitha na takie efekty liczy właśnie Bernanke, który za program QE znalazł się pod ostrzałem części kongresmenów obawiających się wybuchu inflacji. – Inflacja akurat pomogłaby amerykańskiej gospodarce, obniżając relatywną wartość kredytów, ale Rezerwa Federalna nie jest w stanie jej wykreować – wskazuje 83-letni ekonomista.
– Poważne recesje w USA tradycyjnie były związane z rynkiem nieruchomości – przypomina Smith. Tak było także w przypadku wielkiej depresji z lat 30. XX w. Dzięki temu jednak rząd może wyciągnąć z historii lekcję, jak kryzysom zapobiegać. – Trzeba przywrócić staromodne warunki udzielania kredytów, takie jak konieczność znaczącego wkładu własnego. O ile wiem, także w Polsce zbyt wysoki stosunek kwoty udzielanych kredytów do wartości kredytowanych nieruchomości jest problemem. To zaczyn potencjalnej katastrofy – wskazuje ekonomista.