Zdaniem Edwardsa, jednego z analityków, którzy ostrzegali przed kryzysem finansowym z minionych lat (złośliwi żartują, że od 1996 r.), tempo wzrostu gospodarczego będzie rozczarowujące tak długo, jak długo Amerykanie będą ograniczali swoje zadłużenie. Jak przypomina, tak było po recesji z przełomu lat 1990 i 1991. Ówczesne ożywienie gospodarcze było pierwszym, któremu nie towarzyszył wzrost zatrudnienia. To skutkowało luźną polityką pieniężną Fedu.
Jednak lata 1991-1994 r. były bardzo dobrym okresem na rynku akcji – przypomina strateg Societe Generalne, którego cotygodniowa analiza zatytułowana jest „Pogląd alternatywny”. Działo się tak, bowiem rynek akcji znajdował się wówczas w długoterminowym rynku byka, co przejawiało się dodatnią korelacją między cenami akcji a rentownością obligacji (gdy akcje drożały, taniały obligacje, co podbijało ich rentowność, gdy akcje taniały, drożały obligacje, a ich rentowność spadała).
Po pęknięciu bańki kredytowej korelacja ta jest jednak ujemna, co sugeruje, że rynek akcji tkwi w długoterminowej bessie, która trwa od końca lat 90. Wprawdzie przez większość tego czasu akcje drożały, ale za to fazy spadkowe były gwałtowniejsze i głębsze.
- Zwyżkę rentowności amerykańskich obligacji z ostatnich tygodni (przecenę obligacji) należy oceniać w długoterminowym kontekście. Rentowność (10-latek) musiałaby wzrosnąć powyżej 4,25 proc., aby hossę na tym rynku można było uznać za poważnie zagrożoną – argumentuje Edwards. Obecnie rentowność ta wynosi 3,4 proc. – Z powodów strukturalnych pozostaje bykiem w odniesieniu do obligacji – wskazuje analityk SG.
Według niego, jednocześnie drożejące akcje i obligacje to efekt łagodnej polityki pieniężnej Rezerwy Federalnej, w szczególności ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej (QE), czyli skupu obligacji za dodrukowane pieniądze. Wielu obserwatorów (m.in. Jeremy Grantham, zarządzający aktywami towarzystwa funduszy GMO) twierdzi, że Fed próbuje w ten sposób, podobnie jak po recesji z początku dekady, podbić ceny akcji i dzięki efektowi majątkowemu (ludzie czują się zamożniejsi i więcej wydają) pobudzić koniunkturę. Od chwili, gdy prezes amerykańskiego banku centralnego Ben Bernanke w sierpniu zapowiedział, że druga runda QE jest możliwa (pierwsza skończyła się w marcu), indeks S&P 500 zyskał 17 proc.