Edwards: inwestorzy oszaleli

Twierdzenie, że światowa gospodarka jest w fazie trwałego ożywienia, jest dziś tak samo niedorzeczne, jak w latach 2005-2007. Ale inwestorzy pełni optymizmu brylują na parkietach, gdzie będą tańczyć aż do nieuchronnego załamania notowań – kolejnego, po którym powiedzą, że nie dało się go przewidzieć. Rynki finansowe ogarnęło szaleństwo! – ocenił w nocie do klientów Albert Edwards, znany z barwnych wypowiedzi analityk Societe Generale.

Publikacja: 17.12.2010 16:52

Albert Edwards

Albert Edwards

Foto: Bloomberg

Zdaniem Edwardsa, jednego z analityków, którzy ostrzegali przed kryzysem finansowym z minionych lat (złośliwi żartują, że od 1996 r.), tempo wzrostu gospodarczego będzie rozczarowujące tak długo, jak długo Amerykanie będą ograniczali swoje zadłużenie. Jak przypomina, tak było po recesji z przełomu lat 1990 i 1991. Ówczesne ożywienie gospodarcze było pierwszym, któremu nie towarzyszył wzrost zatrudnienia. To skutkowało luźną polityką pieniężną Fedu.

Jednak lata 1991-1994 r. były bardzo dobrym okresem na rynku akcji – przypomina strateg Societe Generalne, którego cotygodniowa analiza zatytułowana jest „Pogląd alternatywny”. Działo się tak, bowiem rynek akcji znajdował się wówczas w długoterminowym rynku byka, co przejawiało się dodatnią korelacją między cenami akcji a rentownością obligacji (gdy akcje drożały, taniały obligacje, co podbijało ich rentowność, gdy akcje taniały, drożały obligacje, a ich rentowność spadała).

Po pęknięciu bańki kredytowej korelacja ta jest jednak ujemna, co sugeruje, że rynek akcji tkwi w długoterminowej bessie, która trwa od końca lat 90. Wprawdzie przez większość tego czasu akcje drożały, ale za to fazy spadkowe były gwałtowniejsze i głębsze.

- Zwyżkę rentowności amerykańskich obligacji z ostatnich tygodni (przecenę obligacji) należy oceniać w długoterminowym kontekście. Rentowność (10-latek) musiałaby wzrosnąć powyżej 4,25 proc., aby hossę na tym rynku można było uznać za poważnie zagrożoną – argumentuje Edwards. Obecnie rentowność ta wynosi 3,4 proc. – Z powodów strukturalnych pozostaje bykiem w odniesieniu do obligacji – wskazuje analityk SG.

Według niego, jednocześnie drożejące akcje i obligacje to efekt łagodnej polityki pieniężnej Rezerwy Federalnej, w szczególności ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej (QE), czyli skupu obligacji za dodrukowane pieniądze. Wielu obserwatorów (m.in. Jeremy Grantham, zarządzający aktywami towarzystwa funduszy GMO) twierdzi, że Fed próbuje w ten sposób, podobnie jak po recesji z początku dekady, podbić ceny akcji i dzięki efektowi majątkowemu (ludzie czują się zamożniejsi i więcej wydają) pobudzić koniunkturę. Od chwili, gdy prezes amerykańskiego banku centralnego Ben Bernanke w sierpniu zapowiedział, że druga runda QE jest możliwa (pierwsza skończyła się w marcu), indeks S&P 500 zyskał 17 proc.

- Kolejną próbę uniesienia w górę cen akcji, aby podbić aktywność gospodarczą, uważam – jak zawsze – za przedsięwzięcie bezowocne, które tylko rodzi bańkę spekulacyjną po poprzedniej bańce, a w ostateczności krach po krachu. Każdy kolejny jest większy i bardziej niebezpieczny, niż poprzedni – konkluduje Edwards.

Skomentuj wpis na blogu Grzegorza Siemionczyka [link=http://blog.parkiet.com/siemionczyk/]"Znalezione w sieci"[/link]

Gospodarka światowa
Chiny chcą stworzyć juanowe stablecoiny
Gospodarka światowa
Technologie w USA pod presją. Gęstnieje atmosfera na Wall Street
Gospodarka światowa
Jak Donald Trump żongluje statystyką
Gospodarka światowa
Sankcje za Strefę Gazy? UE zabiera głos
Gospodarka światowa
Intel otrzyma duży zastrzyk gotówki od SoftBanku. „Utrzymanie dobrych relacji z Trumpem”
Gospodarka światowa
Ekonomiści są zgodni: Fed obniży stopy we wrześniu i jeszcze raz w tym roku