Tak zasugerowała przewodnicząca tej instytucji Janet Yellen, wywołując tym wśród amerykańskich ekonomistów burzliwą dyskusję.

– W normalnych okolicznościach proste reguły polityki pieniężnej mogłyby nam pomóc zdecydować, kiedy podwyższyć stopę oprocentowania funduszy federalnych. Uważam jednak, że proste reguły są, nomen omen, zbyt proste i ignorują istotne zawiłości dzisiejszej sytuacji – powiedziała Yellen na konferencji zorganizowanej przez oddział Fedu w San Francisco. Odniosła się do tzw. reguły Taylora, która wyznacza optymalny poziom głównej stopy procentowej banku centralnego na podstawie rozbieżności między jego celem inflacyjnym a rejestrowaną dynamiką cen, różnicy między potencjalnym a rzeczywistym tempem wzrostu gospodarki oraz tzw. naturalnej stopy procentowej.

Ta ostatnia to realna stopa procentowa zapewniająca w średnim terminie pełne zatrudnienie i stabilność cen, w USA zwykle szacowana na 2 proc. Przy takim założeniu reguła Taylora wskazuje, że Fed już dawno powinien był rozpocząć normalizowanie polityki pieniężnej. Zdaniem Paula Ashwortha, ekonomisty w Capital Economics, główna stopa Fedu powinna dziś wynosić 3 proc., zamiast 0–0,25 proc., a w najbliższych dwóch latach powinna wzrosnąć o 1 pkt proc.

Yellen oceniła jednak, że naturalna stopa procentowa jest dziś wyraźnie niższa niż przed kryzysem, być może nawet zerowa. W sukurs przyszedł jej w swoim pierwszym wpisie na blogu, prowadzonym od poniedziałku, jej poprzednik Ben Bernanke. Z repliką wystąpił szybko John Taylor, ekonomista z Uniwersytetu Stanforda, który na początku lat 90. ukuł wspomnianą regułę. Wytknął Yellen, że nie uzasadniła tezy, jakoby naturalna stopa procentowa spadła w ostatnich latach z 2 do 0 proc. – Według mnie nie ma na to zbyt wielu dowodów – dodał. Zdaniem Ashwortha przyjęte przez szefową Fedu założenie musiałoby oznaczać, że gospodarka USA tkwi w długotrwałej stagnacji, w co trudno uwierzyć.