– Po raz pierwszy od eskalacji kryzysu fiskalnego w połowie 2011 r. w europejskiej unii walutowej widać oznaki znaczącego wzrostu. Wreszcie rozwijają się cztery największe gospodarki tego bloku, co jest nie lada osiągnięciem, zważywszy na żywe jeszcze pod koniec ub.r. obawy, że strefa euro wpadnie w spiralę deflacyjną na wzór japoński – dodał Spiro.
Największym zaskoczeniem dla ekonomistów okazała się koniunktura we Francji, ostatnio często wskazywanej jako słabe ogniwo strefy euro. Tymczasem, jak podał w środę tamtejszy urząd statystyczny, w I kwartale francuska gospodarka urosła o 0,6 proc. kwartał do kwartału, podczas gdy w poprzednim kwartale tkwiła w stagnacji.
Część ekonomistów kwestionuje jednak trwałość ożywienia gospodarczego we Francji. – Do wzrostu tamtejszego PKB przyczyniły się tylko wydatki konsumpcyjne i rządowe, wspierane czasowo przez niższe ceny ropy naftowej. Natomiast wydatki inwestycyjne oraz eksport netto znów rozczarowały – ocenił Stefan Kipar, ekonomista w Bayerische Landesbank.
Włochy jak Niemcy
Przecena ropy naftowej z II połowy ub.r. sprzyjała także innym gospodarkom eurolandu. Natomiast efekty silnej deprecjacji euro, która ustała dopiero w marcu, powinny się uwidocznić dopiero w kolejnych kwartałach. W efekcie mogą one być bardziej udane niż początek roku.
Włoski PKB urósł w I kwartale o 0,3 proc. po stagnacji w poprzednim kwartale. Takie samo tempo wzrostu w Niemczech, dotąd uważanych za motor europejskiej gospodarki, to jednak rozczarowanie. W IV kwartale nadreńska gospodarka rozwijała się bowiem w tempie 0,7 proc. kwartał do kwartału i choć ekonomiści zdawali sobie sprawę, że na początku roku straciła impet, spodziewali się odczytu na poziomie 0,5 proc.