Przyczynił się on co prawda do silnej deprecjacji euro wobec dolara (co wspiera eksporterów ze Starego Kontynentu), ale jego wpływ na ożywienie gospodarcze w Europie jest wciąż dyskusyjny. Mocno korzystają na nim jednak amerykańskie spółki, które korzystają z niższych kosztów rynkowego finansowania w Europie.
Od początku roku wyemitowały, według danych agencji Bloomberga, dług denominowany w euro warty 87,7 mld euro. Po raz pierwszy stały się więc one największymi emitentami euroobligacji na świecie. Odpowiadają w tym roku za 21 proc. całej emisji, gdy spółki francuskie za 15 proc., niemieckie za 8 proc. a holenderskie za 13 proc.
Tym, co przyciąga amerykańskie spółki na europejski rynek długu są oczywiście niższe koszty finansowania będące w dużej mierze skutkiem realizowania przez EBC programu QE. Indeksy obligacyjne Bank of America Merrill Lynch wskazują, że średnia rentowność denominowanych w euro obligacji spółek z ratingami klasy inwestycyjnej wynosi zaledwie 1,33 proc. W przypadku obligacji denominowanych w dolarach sięga ona 3,52 proc.
- To nie jest jednorazowy fenomen. Amerykańskie spółki stały się tak ważną częścią europejskiego rynku długu, że inwestorzy z Europy zaczęli luzować swoje wewnętrzne regulacje dotyczące tego ile długu emitentów spoza UE mogą posiadać w swoich portfelach - wskazuje Marco Baldini, szef działu długu państwowego, ponadpaństwowego i agencyjnego w Barclays Capital.
Analitycy Wells Fargo wskazują, że jak na razie emitowanie długu w euro jest atrakcyjne głównie dla dużych amerykańskich firm. W przypadku małych i średnich spółek taka operacja jest jak na razie rzadko opłacalna, m.in. ze względu na koszty transakcyjne.