Po ostatnim odczycie inflacji w USA, która tym razem była zgodna z prognozami, obserwujemy korektę przeceny obligacji skarbowych, zarówno za oceanem, jak i w Polsce. Są szanse, że mamy już za sobą szczyt rentowności, czy też zobaczymy 3 proc. amerykańskich dziesięciolatek?
Możemy zobaczyć taki poziom, dziś nie jest to niemożliwe. Oczywiście wszystko zależy od kształtowania się inflacji. Dotąd często mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której tzw. konsensus, generowany na podstawie prognoz analityków, był grubo poniżej tego, co rozgrywało się na rynkach, poniżej oczekiwań inwestorów. I reakcja po ostatnim odczycie inflacji w USA wpisuje się w ten obraz rynku. Wszyscy wiedzieli, jakie są oczekiwania, ale sądzono, że dynamika wzrostu cen będzie wyżej, podobnie jak to było w poprzednich miesiącach. Okazało się jednak, że tym razem odczyt był zbieżny z prognozami, co odczytano pozytywnie, być może jako zapowiedź słabnięcia inflacji. Inną sprawą jest to, że rynek już wycenia bardzo dużo, jeśli chodzi o ruchy banków centralnych w zakresie stóp procentowych. U nas jest podobnie. Rentowności na rynku wyceniają ostre tempo podwyżek stóp, nawet teraz już po korekcie. Czynnikiem, który mocno uderzył w krajowy rynek obligacji, było duże rozszerzenie się spreadu swapowego. W ostatnich dniach obserwujemy ruch w drugą stronę, spready zaczęły się z powrotem zawężać. Zauważmy, że pod tym względem doszliśmy już do poziomów z wybuchu covidu wiosną 2020 r. Dziś taki ruch można tłumaczyć sytuacją polityczną, choć tak ekstremalnych poziomów nie było w momencie wybuchu wojny, gdy niewiadome były znacznie większe. Tu objawia się pewien brak racjonalności inwestorów, widać, jak dużą rolę odgrywają emocje. Oczekuję na polskim rynku obligacji korekty i utrzymania rentowności papierów dziesięcioletnich poniżej 6 proc., choćby za sprawą powrotu samego spreadu swapowego. Reszta to czynniki zewnętrzne i sytuacja rynków bazowych. Wydaje się, że szczyt odczytów inflacji w perspektywie kilku miesięcy, o ile nie będzie nowego impulsu, już za nami, a w związku z tym również szczyt rentowności obligacji.
Wspomniał pan o nieracjonalnym zachowaniu rynku obligacji, a zwykle to ten rynek miał większe umiejętności do wyceny perspektyw gospodarczych?
Może „nieracjonalny" to rzeczywiście nieodpowiednie słowo, bo sporą rolę odegrały czynniki techniczne. Pierwszym z nich jest stopa rezerwy obowiązkowej, która zmusi banki do uwolnienia i zdeponowania w NBP około 20 mld zł, a to poważna kwota. Do tego doszły wysokie umorzenia w funduszach inwestycyjnych, a więc mieliśmy podaż i z banków, i z TFI. Również inwestorzy zagraniczni są słabo obecni na krajowym rynku obligacji, także z uwagi na to, że nasz region w związku z wojną stał się mniej atrakcyjny.
Fundusze dłużne przez ostatnie lata były najbardziej popularnymi produktami wśród klientów TFI. Ich fatalne wyniki i odpływy kapitału mogą doprowadzić do bardziej trwałego odwrotu od usług TFI?