Przybywa spółek, którymi się nie handluje

W przypadku kilkudziesięciu emitentów dzienną liczbę transakcji ich akcjami można policzyć na palcach jednej ręki. Po co im status spółki giełdowej?

Publikacja: 04.11.2015 05:00

Przybywa spółek, którymi się nie handluje

Foto: Fotorzepa/Grzegorz Psujek

Wartość obrotów akcjami na rynku głównym GPW od stycznia do końca września 2015 r. spadła rok do roku o 4,8 proc. do 172,5 mld zł. Pozycja OFE mocno osłabła, inwestorów indywidualnych odstrasza męczący trend boczny indeksów, a zagraniczne instytucje podchodzą do rynków wschodzących z dużą ostrożnością. W takim otoczeniu zawęża się grupa spółek, na których możemy zaobserwować aktywny handel. Przybywa natomiast firm, których akcjami nikt się nie interesuje. W szczególności są to ci emitenci, którzy mają w wolnym obrocie nikły odsetek walorów.

Giełdowe powiązania

Istnieje stałe grono firm, które od lat cechuje bardzo niski free float. Przykładem może być Grupa Żywiec, gdzie Heineken oraz Harbin mają łącznie 98,4 proc. akcji. Zapytaliśmy spółkę, czy nie jest planowane wycofanie jej z obrotu. Odpowiedź brzmi: nie.

Wiadomo również, że z notowań nie zniknie Elzab, którego pakiet kontrolny ma giełdowy Comp. – Spółka planuje utrzymać Elzab w obrocie giełdowym, aktualnie nie rozważa wycofania jej z obrotu. Jednocześnie Comp podtrzymuje zamiar zachowania dominującego udziału w tej spółce – mówi Robert Tomaszewski, przewodniczący rady nadzorczej Compu. Ta ostatnia firma kontroluje ponad 75 proc. udziałów w Elzabie. Jeszcze wyższy udział – bo ponad 93-proc. – ma w Asseco CE spółka matka, czyli Asseco Poland. Na razie nie informuje o planach delistingu tej spółki zależnej. Natomiast z notowań prawdopodobnie zniknie Kofola, której akcjami na przestrzeni ostatnich lat w Warszawie aktywnie nie handlowano. Teraz – według informacji umieszczonych na stronie internetowej spółki – już ponad 98 proc. jej kapitału jest w rękach jednego podmiotu: Kofola CeskoSlovensko a.s.

Przejęcia, przeprowadzki i firmy zagraniczne

Można wyróżnić kilka grup spółek o niskiej płynności. Do pierwszej zaliczają się te firmy, w których niski free-float wynika z przejęcia przez inwestora strategicznego. Przykładem może być chociażby Rovese, w którym Michał Sołowow (razem z podmiotami zależnymi) ma już ponad 99 proc. udziałów, ale na razie nie kwapi się do wycofania spółki z giełdy.

Na GPW jest też szerokie grono emitentów zagranicznych. Nieliczni cieszą się dużym zainteresowaniem inwestorów. Najgorzej wypadają ci, którzy debiutowali w Warszawie na zasadzie dual-listingu, nie przeprowadzając wcześniej oferty. Wyraźnie widać, że duża kapitalizacja nie zawsze idzie w parze z wysokim wolumenem obrotu. Przykład? Santander o potężnej wartości rynkowej, przekraczającej 325 mld zł. Tymczasem średnio w ciągu dnia jego akcjami na GPW zawieranych jest zaledwie... pięć transakcji. Co więcej, podczas niemal jednej piątej tegorocznych sesji akcjami tego banku w ogóle nie handlowano. Kiepsko wypada też UniCredit.

Kolejną grupą spółek o niskiej płynności są emitenci z NewConnect, którzy przenieśli swoje notowania na rynek główny. Wielu z nich nadal nie potrafi przekonać do siebie inwestorów, a w efekcie ich akcje leżą odłogiem. Warto zauważyć, że nie zawsze idzie to w parze z niskim udziałem papierów w wolnym obrocie. Na przykład akcjami firmy Sco-Pak zawieranych jest nikła liczba transakcji, mimo że w wolnym obrocie znajduje się stosunkowo dużo walorów.

Czy da się tu zarobić

Dla dużych inwestorów spółki o niskiej płynności rzadko są interesujące. – Ponieważ „gęstość" zleceń w arkuszu jest znikoma, często kilkunastoprocentowe wzrosty czy spadki na takich spółkach realizowane są za pomocą kilkunastu, kilkudziesięciu akcji – mówi Krzysztof Pado, analityk DM BDM. A zatem możliwa do zainwestowania kwota jest niewielka i nawet spora stopa zwrotu na tego typu inwestycji może mieć śladowe znaczenie dla całego portfela. – Większe szanse na zarobek może mieć drobny inwestor, przy czym musi się liczyć z problemem płynnego wyjścia z takiej inwestycji – podkreśla ekspert.

Z kolei Dominik Niszcz, analityk Raiffeisen Brokers, zwraca uwagę, że dla pewnych inwestorów niska płynność paradoksalnie może być atutem. Chodzi tu o inwestorów długoterminowych, którzy zaakceptują dyskonto z tytułu niższej płynności. Słaba płynność powoduje, że część akcjonariuszy może mieć trudności ze sprzedażą lub zakupem większej liczby akcji. – A to z kolei sprzyja inwestorom niemającym krótkoterminowej potrzeby zawierania transakcji, którzy ustawią odwrotne zlecenia w arkuszu i skorzystają na większym spreadzie – mówi analityk.

Trudny bilans korzyści

Obecność na giełdzie wiąże się z ponoszeniem regularnych kosztów oraz z koniecznością wypełniania obowiązków informacyjnych. Kolejnym minusem, który powstrzymuje niektóre firmy przed debiutem, jest wymóg otworzenia się przed konkurencją i ujawnienia danych, które spółki wolałyby zachować tylko dla siebie. Jednak z drugiej strony status firmy giełdowej to większy prestiż i wiarygodność, co przekłada się na poprawę pozycji negocjacyjnej spółki z kontrahentami czy bankami. Ponadto obecność na giełdzie umożliwia sięgnięcie po kapitał z rynku (emisja akcji czy obligacji). – Nie ma jednej reguły, każda firma musi sama zdecydować, czy w jej przypadku opłaca się być na giełdzie – podkreślają eksperci.

[email protected]

Firmy
W Rafako czekają na syndyka i plan ratowania spółki
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Firmy
Czy klimat inwestycyjny się poprawi?
Firmy
Saga rodziny Solorzów. Nieznany fakt uderzył w notowania Cyfrowego Polsatu
Firmy
Na co mogą liczyć akcjonariusze Rafako
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Firmy
Wysyp strategii spółek. Nachalna propaganda czy dobra praktyka?
Firmy
Kernel wygrywa z akcjonariuszami mniejszościowymi. Mamy komentarz KNF