Po południu entuzjazm inwestorów wyraźnie osłabł – za walory płacono po 14,14 zł. Przy tej cenie kapitalizacja spółki to blisko 250 mln zł. Przypomnijmy, że akcje Enter Air podczas IPO były sprzedawane po 14 zł, a spółce udało się uplasować 7 mln papierów nowej emisji, co pozwoliło jej pozyskać 98 mln zł brutto. Ambicje zarządu były nieco wyższe – liczył na zebranie z rynku 110 mln zł.

Było to drugie podejście Enter Air do „lądowania" na warszawskim parkiecie. W lipcu próba się nie powiodła ze względu na niesprzyjające warunki rynkowe. Ostatnie spadki indeksów jednak również nie pomagają rynkowi pierwotnemu. Co zatem przekonało inwestorów? – Stabilny modelu biznesowy. Przy pierwszej próbie z IPO przedstawiliśmy prognozę na ten rok, którą konsekwentnie realizowaliśmy. Nie ma ryzyka jej niewykonania – mówi Grzegorz Polaniecki, członek zarządu i dyrektor generalny Enter Air. – Jesteśmy pierwszą polską linią lotniczą na giełdzie. Dotychczas byliśmy liderem rynku i rozwijaliśmy się bardzo szybko. Pozyskane z oferty pieniądze chcemy przeznaczyć na zakup samolotów najnowszej generacji, dzięki którym, mam nadzieję, będziemy rozwijać się jeszcze szybciej. To powinno przełożyć się także na zyski inwestorów – dodaje.

Podkreśla, że spółka przez sześć lat od momentu powstania pokazała dużą odporność na zawirowania, które dotykały w tym okresie branżę turystyczną. Twierdzi, że siłą spółki jest restrykcyjne podejście do kwestii kosztów. – Są one kluczowe w budowaniu przewagi konkurencyjnej. Nie mamy zbyt dużej przestrzeni do podnoszenia cen, ponieważ mogłoby to spowodować hamowanie popytu – komentuje Polaniecki.