– Obecnie pracujemy nad prospektem emisyjnym. W Komisji Nadzoru Finansowego prawdopodobnie złożymy go dopiero w przyszłym roku – mówi Mariusz Gromek, przewodniczący rady nadzorczej Barlinka.

Jego zdaniem prace przebiegają zgodnie z harmonogramem. Wiele spraw wymaga jednak jeszcze doprecyzowania. Chodzi m.in. o ostateczną liczbę walorów, jaka będzie zaoferowana inwestorom. Przypomina, że ostatnie walne zgromadzenie akcjonariuszy podjęło decyzję o emisji w ramach kapitału docelowego w okresie najbliższych dwóch lat po to, aby zarząd mógł dostosować ją do potrzeb spółki. Zaprzecza, aby Barlinek czekał z ofertą do dnia zakończenia subskrypcji akcji przez Cersanit. Obie firmy kontrolowane są przez Michała Sołowowa i bez jego wsparcia prawdopodobnie żadna z emisji nie miałaby szans powodzenia.

W ocenie analityków nowe walory Barlinka będą zapewne sprzedawane po cenie zbliżonej do wartości nominalnej, czyli 1 zł. Za taką ich wyceną przemawia obecny kurs papierów już notowanych na GPW. W środę na zamknięciu sesji płacono za nie 1,03 zł, czyli o 7,2 proc. mniej niż we wtorek. To jednocześnie najniższy ich kurs od dnia debiutu spółki na warszawskim parkiecie, co miało miejsce ponad sześć lat temu.

Jeśli Barlinek sprzeda wszystkie walory, to ich udział w podwyższonym kapitale wyniesie prawie 42,9 proc. Pozyskane pieniądze firma chce przeznaczyć na polepszenie sytuacji płynnościowej grupy. Jak tłumaczy Gromek, to może oznaczać, że posłużą do spłaty kredytów i zwiększenia kapitału obrotowego. Dzięki nim zarząd będzie też mógł w sposób elastyczny podejmować bieżące działania umożliwiające dalszy rozwój grupy. Zarząd nie myśli jednak o zakupie lub budowie nowych zakładów, a o jak najlepszym wykorzystaniu już posiadanych mocy.