– Jak pokazują doświadczenia z początku pandemii i inwazji na Ukrainę, epizodyczne wzrosty zagrożenia prowadzą do impulsywnych zakupów, zwłaszcza dóbr podstawowych, takich jak paliwo i żywność z długim terminem przydatności – wskazuje.
– W marcu 2022 roku, po inwazji Rosji, odnotowano skokowy wzrost sprzedaży paliw o 15,5 proc., a całkowita sprzedaż detaliczna wzrosła o 9,6 proc. rok do roku. Te reakcje są jednak zazwyczaj krótkotrwałe i nie mają istotnego wpływu na gospodarkę w perspektywie kwartalnej czy rocznej, co jest zjawiskiem naturalnym w odpowiedzi na nagły wzrost niepewności – dodaje ekspert.
– Prawdopodobną, choć marginalną z punktu widzenia makroekonomii, reakcją na wzrost poczucia zagrożenia będzie również wzrost popytu na sprzęt survivalowy, broń czarnoprochową oraz wiatrówki. Chociaż obroty sklepów oferujących tego typu asortyment mogą wzrosnąć, ich wpływ na konsumpcję w skali całego kraju będzie znikomy – uważa ekonomista z mBanku. – W przeciwieństwie do masowych zakupów dóbr podstawowych, wydatki te są niszowe i nie generują wystarczającego wolumenu, aby znacząco wpłynąć na ogólną konsumpcję – wyjaśnia Balcerowski. - Konsumenci w Polsce Wschodniej, ze względu na bliskość granicy, mogą wykazywać większą wrażliwość i częściej sięgać po tego typu artykuły, jednak to zróżnicowanie regionalne nie zmieni ogólnego obrazu – mówi. Jego zdaniem ważniejsze dla koniunktury w kraju jest coś innego. – Jeśli rynek nieruchomości odzyska dynamikę, zakup mieszkań, a co za tym idzie, wyposażenie ich w sprzęt RTV i AGD, wygeneruje znacznie większy wolumen wydatków niż zakupy związane z poczuciem zagrożenia. To właśnie te wydatki, a nie impulsywne zakupy żywności czy sprzętu survivalowego, będą miały kluczowe znaczenie dla dynamiki polskiej konsumpcji w najbliższym czasie – uważa.
Przyzwyczajeni do wojny
Część Polaków przygotowana na ewakuację jest od trzech lat (jak duża – danych brak), a zamożniejsi kupili mieszkania za granicą. Z kolei mieszkańcy wschodnich rubieży, w tym turystycznych enklaw Pojezierza Augustowskiego zdążyli odczuć wpływ wojny na swoje finanse. – De facto wojna w Ukrainie toczy się od 2022 r. i konsumenci w pewnym sensie się do tego przyzwyczaili. Pojawiają się chwilowe momenty większego napięcia, gdy część osób może pomyśleć, aby się w jakiś sposób zabezpieczyć, np. wypłacić większą kwotę gotówki czy zgromadzić zapasy – ale nie powinno mieć to istotnego wpływu na dane np. o sprzedaży detalicznej. Wręcz mogłoby mieć to pozytywny wpływ na sprzedaż niektórych produktów, głównie żywności czy artykułów higienicznych. Nie sądzę też, abyśmy na razie mieli do czynienia z takim poziomem strachu, żeby ktoś np. przerwał wyposażanie nowego mieszkania w meble i sprzęt RTV/AGD. A przypomnę, że z danych BIK widać wzrosty zapytań o kredyty hipoteczne w ostatnich miesiącach. Być może, jeśli ktoś był jeszcze przed decyzją o zakupie mieszkania czy wymianie sprzętu, to ją odwlecze w czasie – komentuje Agata Filipowicz-Rybicka, główna ekonomistka Alior Banku. – Jeżeli sytuacja nie będzie istotnie eskalowała, to mamy do czynienia wyłącznie z krótkotrwałym impulsem, bez znaczenia dla prognoz dla gospodarki w horyzoncie długoterminowym – dodaje.