Wczoraj przy okazji wystąpienia Powella naszła mnie taka myśl, że „postępy” w komunikacji ze strony banków centralnych poszły tak daleko, że powoli staje się ona… zbędna? Lagarde nie słucham już praktycznie wcale i to nawet nie ze względu na koszmarny akcent, ale fakt, że nigdy nie ma nic do powiedzenia. Już tłumaczę. Kiedy prezesem Fed był Greenspan posiedzenia kończyły się bardzo lakonicznymi komunikatami (ba, w bardziej odległej przeszłości Fed nawet nie ogłaszał zmian stóp procentowych!). Inwestorzy narzekali, że nie rozumieją logiki postępowania banku centralnego, więc stopniowo wydłużano komunikat, potem doszły konferencje, projekcje, minutes itd. Itp. W końcu rynki mogły się nasycić poglądami bankierów do przesady. Dużo zmieniło się za czasów prezesury Bena Bernanke, którego osobiście uważam za największego szkodnika współczesnej polityki pieniężnej. W komunikacji banku centralnego z rynkami nie ma niczego złego – wręcz przeciwnie, jest bardzo pożądana. Ale tak jak w każdej komunikacji: spółki z inwestorami, przełożonego z pracownikiem, żony z mężem itp., podstawą jest szczerość i uczciwość. Jeśli jej nie ma, zamiast komunikacji mamy puste frazesy. Czy nie tak właśnie było wczoraj z Powellem? Już w poniedziałek pisałem, że cokolwiek by się nie wydarzyło Powell powie, że polityka pieniężna musi nadal wspierać gospodarkę, inflacja jest pod kontrolą, a baniek spekulacyjnych nie ma. Oczywiście, ktoś może mieć takie poglądy, ale czy są to poglądy Jerome Powella? Tego nie wiemy! Fed i EBC zaczęły mówić dokładnie to, co rynek chciałby usłyszeć, niewygodne pytania i obawy są pomijane, gdyż mogłyby zaburzyć oficjalną narrację i „zakłócić mechanizm transmisji monetarnej” (tu np. poprzez dalszy wzrost rentowności gdyby Powell przyznał, że inflacja kosztowa zaczyna budować się silniej niż podejrzewał). Proszę zatem wybaczyć mi bezpośredniość, ale chyba lepiej napisać to wprost, niż udawać, że w tych sztucznych wypowiedziach doszukujemy się wskazówek?
Na potwierdzenie reakcja rynku na Powella była bardzo niewielka. Owszem, w trakcie jego wystąpienia rynki akcji zaczęły odrabiać straty, ale było to raczej po prostu odwróceniem wyprzedaży z otwarcia zainicjowanej niema na pewno przez automaty (CTA). Jeśli rentowności mają przestać rosnąć, inwestorzy będą chcieli się przekonać, że zagrożenie inflacyjne faktycznie nie jest tak duże. Być może zatem większą uwagę zwrócą na dane.
Tych dziś akurat dziś nie ma tak wiele – o 16:00 w USA mamy jedynie raport o styczniowej sprzedaży nowych domów – więcej publikacji czeka nas w czwartek i piątek. O 9:05 euro kosztuje 4,5104 złotego, dolar 3,7078 złotego, frank 4,0964 złotego, zaś funt 5,2623 złotego.
dr Przemysław Kwiecień CFA
Główny Ekonomista XTB
[email protected]