W 2025 r. mieliśmy bardzo mocną polską giełdę, ale też i silnego złotego, głównie w relacji do dolara. To efekt słabości samego dolara czy jednak złoty faktycznie był tak silny?
Gdybyśmy mieli sytuację, w której złoty byłby silny tylko do dolara, to wtedy można byłoby faktycznie powiedzieć, że jest to pochodna przede wszystkim słabego dolara. Tak jednak nie jest. Jak spojrzymy na inne pary walutowe to zobaczymy, że EUR/PLN też jest nisko. To pokazuje, że złoty w tym roku faktycznie jest silny, a polskie aktywa są interesujące dla inwestorów zagranicznych, a to z kolei jest odzwierciedleniem tego, co widzimy w gospodarce, która pozostaje mocna.
Czyli złoty broni się argumentami makroekonomicznymi?
Tak, a dodatkowo broni się realnym poziomem stóp procentowych. Może się wydawać, że skoro RPP sześć razy obniżyła stopy procentowe to powinno to działać na niekorzyść złotego. Trzeba jednak patrzeć na stopy realne, czyli stopy procentowe przy uwzględnieniu inflacji. Dopóki realne stopy procentowe będą względnie wysoko, to waluta powinna pozostawać silna.
Silny złoty i mocna giełda. Czy to waluta wysyła pierwszy sygnał i nadaje ton giełdzie, czy jednak giełda wykonuje pierwszy ruch, a później ewentualnie podąża za nią kurs walutowy?
Warszawska giełda nie rządzi rynkiem walutowym, co też wynika z faktu, że jednak rynek walutowy jest naprawdę ogromny. Jest odwrotnie: najpierw trzeba mieć perspektywę globalną, spojrzeć, gdzie mamy ciekawe rynki i gdzie faktycznie są atrakcyjne warunki do inwestowania.
Gdyby jednak para walutowa USD/PLN wykonała zwroty i ruszyła mocniej do góry, byłby to problem dla GPW? To przecież też zmienia warunki handlu dla inwestorów zagranicznych, którzy odpowiadają za około 70 proc. obrotów na GPW?
Nagłe osłabienie złotego, szczególnie gdyby zostało spowodowane przez poważniejsze czynniki krajowe, miałoby przełożenie na rynek giełdowy. Byłaby reakcja zagranicy i tego najbardziej spekulacyjnego kapitału. Patrząc jednak historycznie, to wydaje się, że te nerwowe reakcje są coraz mniejsze. Zobaczmy co stało się 10 września, kiedy na Polskę spadły drony. Reakcja była, ale tylko chwilowa, a w przypadku walut też i umiarkowana. Część inwestorów wychodzi więc z założenia, że musi dojść do czegoś poważniejszego. Pomijając wystąpienie jakiegoś „czarnego łabędzia”, to wydaje się, że zbyt dużych zagrożeń dla polskich aktywów nie widać.