Resort wskazuje na niezgodność jej zapisów z prawem unijnym, w tym dyrektywą dotyczącą promowania energii odnawialnej. MSZ zaleca m.in. wstrzymanie prac legislacyjnych i konieczność uzyskania notyfikacji Komisji Europejskiej.
To daje nadzieję spółkom rozwijającym elektrownie wiatrowe, m.in. kontrolowanym przez Skarb Państwa, ale też Polenergii, CEZ Polska czy EDF, że ten biznes nie zostanie zlikwidowany w naszym kraju.
Jak relacjonował Andrzej Piotrowski, wiceminister energii, podczas posiedzenia komisji sejmowej, dodatkowe obciążenia podatkowe i techniczne będą kosztowały branżę 370 mln zł rocznie, a koncerny energetyczne pod kontrolą rządu będą musiały się liczyć z odpisami wartości aktywów wiatrowych na około 2 mld zł.
– Najważniejsze wymienione przez MSZ uchybienia to kwestia stawiania barier tylko jednej technologii odnawialnej, a także arbitralnie ustalone odległości wiatraków od zabudowań (bez podania uzasadnienia) oraz represyjny sposób kontrolowania urządzeń technicznych farm – wylicza Wojciech Cetnarski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. Nie kwestionujemy natomiast zasadności samych kontroli i nadzoru Urzędu Dozoru Technicznego – dodaje.
Jednak nie ma dużych oczekiwań związanych ze zmianą projektu akurat ze względu na miażdżące oceny resortu spraw zagranicznych. – Ten projekt jest wyrazem pewnej woli politycznej, a w administracji i parlamencie od pewnego czasu widać inne priorytety niż unijne wytyczne. Liczę na rozsądek posłów i ich wyczucie faktycznych oczekiwań społecznych – ocenia Cetnarski.