Z jednej strony to dobrze, że spora część nielubianej przez rynki niepewności zniknęła. Jest szansa, że punkt ciężkości w polityce Republikanina będzie się przesuwał dalej z nielubianych przez inwestorów wojen celnych w stronę stymulacji koniunktury, której zapowiedzią była uchwalona niedawno „wielka, piękna ustawa”.
Z drugiej strony taki rozwój wydarzeń wpisuje się w scenariusz, który inwestorzy dyskontują przecież już od kilku miesięcy, kiedy to po początkowej panice uznano ostatecznie, że szokująco wysokie cła ogłoszone w „dniu wyzwolenia” stanowić mają jedynie wysoko ustawiony punkt wyjścia do negocjacji.
O tym, jak dużo zostało już zdyskontowane, świadczy choćby zejście „indeksu strachu” VIX z powyżej 50 pkt tuż po „liberation day” w okolicę 15 pkt. W tle widać też, że ostatnim rekordom S&P 500 towarzyszyło dalsze rozluźnienie tzw. warunków finansowych w amerykańskiej gospodarce. Ilustrujący je indeks NFCI chicagowskiego Fedu znalazł się na poziomie sprzed ataku Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r. Z pewnością takie rozluźnienie na rynkach pożyczkowych nie jest argumentem za szybkimi obniżkami stóp procentowych – na kończącym się w środę lipcowym posiedzeniu Fed prawdopodobnie po raz kolejny wstrzyma się z cięciami. Choć cła Trumpa będą niższe niż groził on w kwietniu, to jednak są dużo wyższe niż na początku roku, a na oszacowanie ich wpływu na gospodarkę potrzeba będzie czasu.