Mimo utrzymującej się hossy notowania niektórych mocno drożejących spółek złapały zadyszkę. Sprawdzamy, czy ostatnia fala zwyżek wyczerpała ich potencjał. Czy mają argumenty, by ponownie przyciągnąć inwestorów?
Rynek ma wątpliwości
Wśród spółek, które wypadły z łask, jest Dino. Do niedawna było ono jednym z motorów wzrostów w segmencie największych firm. Kurs, po ustanowieniu w maju szczytu wszech czasów na poziomie nieco ponad 560 zł, zjechał w dół o kilkanaście proc.
Adrian Górniak, analityk Ipopemy wskazuje, że zwyżki kursu, które miały miejsce wiosną, wynikały w dużej mierze z dużych oczekiwań rynku odnośnie do rezultatów II kwartału, za czym przemawiało przesunięcie świąt wielkanocnych w kalendarzu względem ubiegłego roku. – Założenia dotyczące m.in. odczytów sprzedaży porównywalnej były mocno optymistyczne. W ostatnich tygodniach nastroje wokół spółki nieco schłodziły obawy związane z możliwym spowolnieniem na rynku detalicznym handlu żywnością w maju i czerwcu (negatywny wpływ pogody na wolumeny). Korekta notowań może więc wynikać z faktu, że II kwartał finalnie może nie wyglądać tak dobrze, jak jeszcze do niedawna zakładano – wyjaśnia ekspert. Jednocześnie dodaje, że perspektywy długoterminowe Dino jednak nadal są dobre. – Założenia zarządu w zakresie jeszcze wyższego tempa rozwoju w tym roku i powrót do wyższej rentowności w średnioterminowej perspektywie nadal pozostają aktualne. Liczba otwarć sklepów w II kwartale była nawet nieco powyżej założeń, dlatego zakładam, że na najbliższej konferencji wynikowej plany te zostaną podtrzymane – wskazuje ekspert. – W krótkim terminie kluczowe dla postrzegania Dino będą wyniki konkurencyjnej sieci Biedronka, które zostaną opublikowane pod koniec bieżącego tygodnia.