Tak dobrego miesiąca na amerykańskim rynku obligacji nie było od lat 80. Ale w Polsce też nie mamy na co narzekać...
Tak, również w Polsce nie były to małe zwyżki jak na rynek długu. Można było jednak zarobić od jednej trzeciej do połowy tego, co na Zachodzie lub obligacjach rynków wschodzących. Wcześniej mieliśmy negatywne nastawienie do polskich obligacji skarbowych długoterminowych, ale teraz zmieniamy je na neutralne. W ujęciu relatywnym wyceny się wyraźnie poprawiły.
Czytaj więcej
Nowy miesiąc zarządzający portfelami funduszy wykorzystują do lekkich korekt. Średni udział akcji spada, ale wciąż jest wyższy niż w październiku.
Jednak w portfelu funduszy na grudzień utrzymujecie zaledwie 10-proc. udział polskich obligacji?
Krótkoterminowo zawęziła się przestrzeń do dalszych zwyżek rynku obligacji na świecie. W tym momencie w wycenach mamy obniżkę stóp procentowych w USA i w Europie już w marcu, a to nie jest przesądzony scenariusz. Nie ma żadnego pola do przesuwania pierwszych obniżek stóp jeszcze bliżej. W Europie w marcu możemy mieć obniżkę, natomiast co do USA jestem bardziej sceptyczny. Tam do rozpoczęcia cyklu obniżek stóp raczej wydarzy się jeszcze coś negatywnego. Rynek w tym momencie zakłada scenariusz wymarzony, czyli taki, w którym z powodu samego dalszego spadku inflacji na świecie banki centralne będą mogły i chciały ogłosić początek luzowania pomimo tego, że wzrost gospodarczy w Europie zacznie odbijać, a w USA pozostanie na wyraźnie dodatnim poziomie. Według nas powoli robi się niebezpiecznie. Zakładam, że po okresie grudzień–styczeń, który zazwyczaj jest bardzo dobry, faktycznie będziemy chcieli się przestawić na podejście bardziej ostrożne, wyszukując swojej kolejnej okazji w akcjach po korekcie i nastawiać się bardziej na wybrane kategorie długu.
Co mogłoby być impulsem do początku cyklu obniżek?
Teraz najbardziej realnym scenariuszem wydaje się nam, że w końcu ci wszyscy ekonomiści, którzy od dwóch lat przewidują recesję i przesuwają ją co kilka miesięcy, będą mieli chwilę chwały. Ponownie będziemy mieli obawy o III i IV kwartał 2024 r. Osłabienie na rynku pracy w USA będzie wyraźniejsze, a na to nałoży się dalsze pogorszenie sytuacji na rynku kredytowym. Pojawi się obawa, że przyszły rok z perspektywy wzrostu może być wyraźnie gorszy niż ten, w którym finalnie dynamika PKB może przekroczyć 2 proc. My uważamy, że dojdzie do „miękkiego lądowania”, ale nie „braku lądowania”. Ja w tym momencie nie widzę pola do tego, aby w całym przyszłym roku wzrost gospodarczy w USA był zbliżony do tegorocznego. Wydaje mi się, że będą raczej okolice 1 proc., wyraźnie mniej, niż zakłada np. MFW. A to sprawia, że mam obawy, jeśli chodzi o prognozy zysków spółek, które są wygórowane. W tej chwili oczekuje się, że zyski mogą rosnąć dwucyfrowo. Nie sądzę, by rok 2024 był na rynkach akcji tak dobry jak ten. Ale też nie chcę się spieszyć nadmiernie z pozycją bardzo sceptyczną. Okres przełomu lat jest zwykle dobry i wciąż też jesteśmy w fazie, w której rynek na słabsze dane reaguje pozytywnie, licząc na łagodniejsze podejście Fedu. Na redukcję akcji jeszcze zapewne będzie czas.
Ostatnio mamy coraz więcej sygnałów o pozytywnym nastawieniu inwestorów zagranicznych do Polski, ale też jesteśmy już po sporych zwyżkach. Jakie są perspektywy GPW?
Do polskiego rynku byliśmy permanentnie od IV kwartału 2022 r. nastawieni pozytywnie. Mocno in plus zaskakiwał mnie w ostatnim czasie WIG20, ale konia z rzędem temu, kto wierzył w aż taką euforię. Summa summarum, jeśli spojrzymy na WIG, to ma za sobą oczywiście rok wymarzony. Od listopada wreszcie widzimy napływy do funduszy polskich akcji. Jest szansa na większą i dłuższą hossę, ale też nie można wyeliminować ryzyka lokalnych korekt. Na razie bezboleśnie przeszła kwestia daniny Orlenu. Widać, że trwa jeszcze powyborcza taryfa ulgowa. Niepokoją mnie natomiast plany zmian w PPK. Uważam, że z perspektywy polskiej giełdy miałyby one bardzo negatywny efekt. PPK działają dobrze i powoli zyskują coraz większe znaczenie dla GPW. Warto zachować stabilność tego systemu, bo Polacy mają swoje doświadczenia z programami emerytalnymi i ich zaufanie jest ograniczone. Łatwo je zniszczyć. Nie widzę argumentów za tym, by zmieniać limity inwestycyjne czy rezygnować z automatycznego zapisu.