W lipcu popyt na kredyty dalej rósł – prawie 41 tys. osób złożyło wnioski, ostatni raz czwórkę z przodu widzieliśmy w II połowie 2023 r., kiedy działał w pełni „Bezpieczny kredyt 2 proc.”. Kiedy rozmawialiśmy pod koniec 2024 r., nastroje na rynku mieszkaniowym i kredytów były raczej słabe. Czy dziś można już obwieścić koniec kryzysu – i teraz będzie tylko lepiej?
Pytanie, czy w ogóle był kryzys na rynku kredytów mieszkaniowych. Ja mówiłem raczej o stabilizacji. Kryzys mieliśmy w 2022 r., kiedy sprzedawano kredyty o wartości 2 mld zł miesięcznie (w II połowie 2024 r., czyli już bez wpływu „Bk” 6,7 mld zł, a w czerwcu br. 8,3 mld zł – red.).
Głównym czynnikiem kształtującym rynek kredytowy w Polsce ogółem jest oczywiście poziom stóp procentowych. Dwie obniżki – majowa i lipcowa, z 5,75 do 5 proc. – a przede wszystkim oczekiwania uczestników rynku, że będą kolejne cięcia – to punkt zwrotny. W moim scenariuszu bazowym przyjmuję jeszcze dwie obniżki stóp przez Radę Polityki Pieniężnej w tym roku, po 0,25 pkt proc. Czyli w grudniu, według mojego scenariusza powinniśmy mieć główną stopę na poziomie 4,5 proc., a WIBOR 4,7-4,8 proc.
Obniżki stóp procentowych to jeden z czynników decydujących o tym, że rynek rzeczywiście się budzi. Jest także drugi niezmiernie ważny czynnik, który wpływa na zdolność kredytową i na dostępność kredytu mieszkaniowego. To oczywiście płace. Wynagrodzenia rosną nie tylko nominalnie, ale i realnie.