Franz Jurkowitsch, prezes i jeden z głównych akcjonariuszy Warimpeksu, pierwsze pieniądze zarobił w czasie studiów. Pracował wówczas na pół etatu jako dziennikarz istniejącej do dzisiaj gazety „Die Presse”. W 1971 obronił doktorat na Uniwersytecie Ekonomicznym w Wiedniu.
Napisał pracę na temat motywów i konsekwencji niemieckich inwestycji bezpośrednich w austriackim przemyśle. – Wiele firm reprezentujących kluczowe dla Austrii segmenty gospodarki trafiało wówczas w niemieckie ręce, więc była to sprawa istotna z politycznego punktu widzenia. Chciałem zrobić obiektywną analizę tego zjawiska. Dlatego bazując na analogicznych badaniach przeprowadzonych dla USA i Kanady, przygotowałem ankietę, z którą udałem się do 160 firm – wspomina. Zrezygnował jednak z kariery naukowej, ponieważ wolał prowadzić firmę, niż pisać o ludziach i ich pomysłach na biznes.
[b]Przyjacielski interes[/b]
Jurkowitsch przygodę z biznesem rozpoczął w latach 70., kiedy dołączył jako dyrektor zarządzający do firmy założonej przez ojca jego przyjaciela ze studiów Georga Foliana. – W czasach żelaznej kurtyny Wiedeń pośredniczył w handlu między Wschodem a Zachodem. Naszym głównym rynkiem były Węgry. Z czasem poszerzyliśmy działalność o Czechosłowację – wspomina Jurkowitsch po latach, dodając, że wtedy handlowało się niemal wszystkim. Warimpex dostarczał np. do Czechosłowacji materiały budowlane, za co otrzymywał zapłatę w samochodach marki Skoda.
W jaki sposób spółka przekształciła się w dewelopera? – W późnych latach 70. Węgry odkryły, że bardzo perspektywiczną branżą jest turystyka. Podpisały z Austrią porozumienie, na mocy którego dla obywateli obydwu krajów zniesiono wizy. Austria zobowiązała się ponadto do udzielenia Węgrom kredytu, którego gwarantem były rodzime firmy eksportowe. Dzięki jego uruchomieniu austriackie firmy postawiły na Węgrzech dziesięć hoteli – mówi Jurkowitsch.