Niewiele tematów tak dzieli ekonomistów, jak kwestia wpływu polityki fiskalnej na koniunkturę. Kontrowersja dotyczy dwóch powiązanych ze sobą pytań: czy zwiększając wydatki publiczne można pobudzać koniunkturę? I czy tnąc te wydatki lub podwyższając podatki nieuchronnie się gospodarce szkodzi? Odpowiedź na nie można sprowadzić do określenia wartości tzw. mnożnika fiskalnego. Koncepcję tę sformalizował w latach 30. XX w. Richard Kahn, uczeń Johna Maynarda Keynesa. Spór o wielkość mnożnika toczy się od tego czasu ze zmiennym natężeniem, zaostrzając się podczas recesji. Zgodnie z tym cyklem, w minionych dekadach mnożnik uchodził za relikt keynesowskiej ekonomii, ale w ostatnich latach wrócił do centrum uwagi. A niedawno debatę na jego temat dodatkowo pobudził raport Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Triumf keynesistów
W technicznym aneksie do najnowszych prognoz dla światowej gospodarki, ekonomiści MFW przyznali, że ich wcześniejsze przewidywania były często chybione właśnie z powodu niedoceniania wysokości mnożnika fiskalnego. W 28 uwzględnionych w analizie krajach, głównie wysoko rozwiniętych, w ostatnich latach wskaźnik ten wynosił 0,9–1,7, czyli o 0,4–1,2 pkt więcej, niż powszechnie zakładano. To znacząca różnica. Obniżka wydatków publicznych o 1 mld zł (lub podwyżka podatków o takiej wartości) przy mnożniku fiskalnym na poziomie 0,5 powodowałaby spadek PKB w ciągu roku o 0,5 mld zł, a przy mnożniku na poziomie 1,5 już o 1,5 mld zł. A to oznacza, że w niektórych przypadkach próby uzdrowienia finansów publicznych mogą tylko pogorszyć ich stan.
Choć główny ekonomista MFW Olivier Blanchard apelował, aby nie wyciągać z tych wyliczeń daleko idących konsekwencji, powszechnie zaczęto je cytować w dyskusji na temat polityki fiskalnej na obrzeżach strefy euro i w USA. Stały się one np. argumentem na rzecz złagodzenia warunków międzynarodowej pomocy finansowej dla rządu w Atenach. W świetle raportu MFW, to że dług publiczny Grecji w relacji do PKB ciągle rośnie (wg najnowszych prognoz osiągnie maksimum na poziomie 192 proc. PKB dopiero w 2014 r.), nie jest wynikiem zbyt płytkich cięć fiskalnych, ale właśnie cięć zbyt gwałtownych, które są główną przyczyną trwającej tam już piąty rok z rzędu głębokiej recesji. Wnioski MFW pojawiają się też w apelach do amerykańskich polityków, aby odsunęli w czasie przypadające na początek 2013 r. cięcia wydatków publicznych i podwyżki podatków, zwane fiskalnym klifem.
Współcześni zwolennicy Keynesa, z noblistą Paulem Krugmanem na czele, od początku kryzysu przekonują, że ekonomiści i politycy nie zdają sobie sprawy z wysokości mnożnika fiskalnego. To przesada, bo w latach 2009–2010 wiara w to, że rządy zwiększonymi wydatkami publicznymi mogą pobudzić koniunkturę, była powszechna i praktykowana. Jeśli wzrost wydatków rządów nie był tak duży, jak życzyłby sobie Krugman, to dlatego, że w praktyce ich wpływ na koniunkturę – czyli wysokość mnożnika fiskalnego – niezwykle trudno przewidzieć.
Nawet w jednym kraju mnożnik ten może się mocno wahać wraz ze zmianami bardzo szeroko rozumianych warunków w gospodarce. Wiele zależy np. od tego, jak na zwyżkę wydatków publicznych zareagują firmy i konsumenci. Jeśli przestraszą się, że będzie to oznaczało wzrost podatków w przyszłości, mogą ograniczyć własne wydatki. Wzrost potrzeb pożyczkowych rządu może doprowadzić też do zwyżki rynkowych stóp procentowych, co zablokuje pewne inwestycje sektora prywatnego.