Pańskie prace dotyczące znaczenia spójności czasowej polityki gospodarczej to jedna z podwalin teorii racjonalnych oczekiwań, która leży u podstaw całej współczesnej ekonomii. W ostatnich latach dużą popularność zdobyła jednak ekonomia behawioralna, która racjonalność aktorów życia gospodarczego kwestionuje. Jej pionierzy, podobnie jak pan, zostali nawet uhonorowani nagrodą Banku Szwecji im. Alfreda Nobla. Czy to poważny wyłom w ekonomii głównego nurtu?
Nie sądzę, aby ekonomia behawioralna, biorąca pod uwagę ustalenia psychologów i kognitywistów, unieważniała ekonomię głównego nurtu. Przede wszystkim nie wiadomo jeszcze, czy zwrot w tym kierunku będzie pomocny, aby odpowiedzieć na istotne pytania. Ekonomii behawioralnej brakuje dyscypliny, usystematyzowania. Tymczasem teoria równowagi ogólnej, u której podstaw leży właśnie założenie o racjonalności oczekiwań, ma tę zaletę, że oparte na niej modele dobrze odpowiadają na pytania, na które znamy odpowiedzi, co przydaje wiarygodności ich odpowiedziom na pytania, na które odpowiedzi nie znamy. Kolejnym mankamentem ekonomii behawioralnej jest to, że próbą dla większości eksperymentów, które prowadzą jej adepci, są ich studenci. Nie jest dla mnie jasne, czy na tej podstawie da się ustalić jakieś parametry, które można by stosować w modelach, a które byłyby odporne na tzw. krytykę Lucasa, tzn. nie zmieniałyby się pod wpływem zmian w polityce gospodarczej.
Trudno jednak uniknąć wrażenia, że ekonomia przeżywa pewien kryzys. Często słyszy się zarzut, że ekonomiści nie przewidzieli kryzysu finansowego i do dziś nie mogą się zgodzić co do jego przyczyn. Nie mają też spójnych porad dla państw, które borykają się z recesją lub spowolnieniem gospodarczym. Widać to na przykładzie Grecji. Paul Krugman i inni keynesiści uważają, że grecka gospodarka jest w ruinie, bo rząd w Atenach pod przymusem MFW za bardzo zaostrzył politykę fiskalną, inni zaś sądzą, że nie był w tym wystarczająco konsekwentny.
Nie traktowałbym niczego, co głosi Paul Krugman, za dowód na to, że ekonomia znalazła się w kryzysie. Jego publicystyka (na łamach „New York Timesa" – red.) jest adresowana do szerokiego kręgu odbiorców, obfituje więc w uproszczenia i kategoryczne sądy. Mam wrażenie, że Krugman zapomina o tym, że wszystkie interesujące zjawiska makroekonomiczne mają dynamiczny charakter, że podmioty ekonomiczne starają się patrzeć w przyszłość i na tej podstawie podejmują decyzje. W efekcie akumulacja kapitału fizycznego i ludzkiego oraz postęp technologiczny, czyli czynniki, od których zależy rozwój gospodarek, kształtują się pod wpływem oczekiwań ludzi co do podatków i prawa w przyszłości. Stąd właśnie bierze się znaczenie spójności czasowej szeroko rozumianej polityki gospodarczej. Oczywiście, ona musi się czasem zmieniać, np. w następstwie kryzysu. Efekty tych zmian zależą jednak od wiarygodności ram instytucjonalnych w poszczególnych krajach. Tam, gdzie ta wiarygodność jest duża, zmiany nie rodzą dużej niepewności wśród aktorów życia gospodarczego. Otóż Grecja ewidentnie do takich państw nie należy. W takim wypadku pozwolenie, aby rząd nie przejmował się stanem finansów publicznych do czasu, aż gospodarka stanie na nogi, może paradoksalnie gospodarce zaszkodzić.
Poda pan jakiś przykład kraju, w którym ramy polityki gospodarczej są wiarygodne, a w efekcie jest ona spójna czasowo?