W połowie roku przyszła pora na pierwsze podsumowanie nowej edycji portfela funduszy inwestycyjnych „Parkietu", z którą ruszyliśmy w marcu tego roku. Niestety, w ciągu tych czterech miesięcy zaledwie dwóm przedstawicielom TFI – Adamowi Łukojciowi ze Skarbca i Marcinowi Bednarkowi z BPH TFI – udało się osiągnąć dodatnią stopę zwrotu, jeden z ekspertów – Błażej Bogdziewicz, wiceprezes Caspar Asset Management – wyszedł na zero, a pozostali trzej ponieśli stratę (szczegóły w ramkach).
Jeszcze więcej akcji zagranicznych
Mimo to, a także mimo spadków na giełdach wywołanych obawami o integralność strefy euro, w poszczególnych portfelach nie widać wzmożonej aktywności. Trzech zarządzających – Bednarek, Bogdziewicz i Paweł Klimkowski z Opera TFI – praktycznie nie wprowadziło zmian w swoich inwestycjach na lipiec (w czerwcu były one i tak dość agresywne). Pozostali trzej ograniczyli się do minimalnych przetasowań. Jarosław Antonik, członek zarządu KBC TFI, zwiększył udział akcji zagranicznych kosztem obligacji korporacyjnych, podobnie zrobił Łukojć. Z kolei Radosław Piotrowski z Union Investment TFI zdecydował się na zastąpienie obligacji skarbowych instrumentami rynku pieniężnego i papierami korporacyjnymi.
Czy Nowy Świat ulituje się nad Starym?
Skąd ten stoicki spokój w obliczu korekty? Eksperci przekonują, że dla inwestycji w akcje – stanowią one ponad 50 proc. portfela „Parkietu" – nie ma teraz alternatywy. Można się jedynie zastanawiać, czy w jeszcze większym stopniu wyjść za granicę (fundusze inwestujące na zagranicznych giełdach stanowią 31 proc. portfela), czy też pozostać na GPW, oczywiście poruszając się w segmencie małych i średnich spółek (16 proc. portfela).
Co do tego, że na notowane w Warszawie blue-chips nie ma teraz co stawiać, panuje pełna zgoda.
Poza tym nie warto podejmować radykalnych kroków, dopóki nie będzie wiadomo, jaka przyszłość czeka Grecję w Unii Europejskiej.