Stany Zjednoczone długo były uznawane za globalnego championa wolnego handlu. Wszak w ostatnim ćwierćwieczu bardzo mocno angażowały się w jego liberalizację. Wraz z Kanadą i Meksykiem stworzyły porozumienie NAFTA. Lobbowały za przyjęciem Chin do Światowej Organizacji Handlu (WTO), burząc bariery wejścia dla chińskich produktów na światowych rynkach. Brały udział w negocjacjach o stworzeniu strefy wolnego handlu oraz inwestycji z UE (porozumienie TTIP) i z krajami regionu Azji Wschodniej oraz Pacyfiku (umowa TPP). Rozmowy o TTIP załamały się jednak jeszcze przed wyborami prezydenckimi w USA, a administracja Donalda Trumpa szybko wycofała się z TPP. Teraz chwieje się NAFTA, a USA wymieniają handlowe ciosy z Chinami oraz Unią Europejską.
Dla wielu analityków to wielki szok. Jak USA mogą uciekać w protekcjonizm? Jak może republikański prezydent uderzać w wolny handel? No cóż, ci analitycy słabo znają amerykańską historię. W dziejach USA często brały górę tendencje protekcjonistyczne, a najbardziej prominentni zwolennicy ochrony amerykańskiej gospodarki za pomocą ceł byli zwykle politykami Partii Republikańskiej. Nawet taka ikona wolnego rynku jak prezydent Ronald Reagan angażował się w ostre spory handlowe z państwami sojuszniczymi. Lubiący snuć wizję „złotych lat 80." prezydent Trump po prostu wraca do tradycji politycznej, którą wyparto w latach przedkryzysowego boomu i wielkiego eksperymentu z globalizacją.
Bastion protekcjonistów
„W ostatnich dekadach republikanie zwykle bronili wolnego handlu częściej niż demokraci. Ale przez większą część swojej historii Partia Republikańska była protekcjonistyczna zarówno w słowach, jak i w czynach. Doprowadziła też do wyboru czterech najbardziej agresywnie protekcjonistycznych prezydentów w ostatnich 50 latach"– napisał Jeffrey Frankel, ekonomista z Uniwersytetu Harvarda i zarazem były członek Rady Doradców Ekonomicznych prezydenta Billa Clintona.
Republikanie często odwoływali się do tradycji Alexandra Hamiltona, pierwszego sekretarza skarbu USA (1789–1795), twórcy dolara amerykańskiego. Hamilton uważał, że rodzący się amerykański przemysł należy chronić przed agresywną konkurencją brytyjską za pomocą ceł. Jego doktryna była wdrażana przez większą część XIX w. i zdaniem części ekonomistów przyczyniła się do gwałtownego rozwoju północnych, uprzemysłowionych stanów USA. Założona w 1854 r. Partia Republikańska broniła interesów środowisk korzystających z tej protekcjonistycznej polityki. Jej główna przeciwniczka – Partia Demokratyczna – reprezentowała zaś głównie interesy farmerów i plantatorów z Południa, którzy opowiadali się przeciwko protekcjonizmowi. Nie chcieli zadrażnień handlowych z mocarstwami europejskimi, które były głównymi odbiorcami ich produktów rolnych. Spór o politykę celną był wówczas jedną z kwestii, która doprowadziła do wojny secesyjnej. Zdominowane przez demokratów stany Południa wystąpiły w 1860 r. z unii po wyborze na prezydenta republikanina Abrahama Lincolna – przeciwnika niewolnictwa i zarazem zwolennika wysokich ceł na stal.
Polityka handlowa była główną osią sporów w kampaniach wyborczych w następnych dziesięcioleciach. Zazwyczaj wygrywali na tym republikanie, więc średnie cła przed I wojną światową sięgały w USA 50 proc. Protekcjonistyczne nastroje w Partii Republikańskiej były silne również w międzywojniu. W 1930 r. dwóch republikańskich polityków: senator Reed Smoot i kongresmen Willis C. Hawley, napisało ustawę Smoota-Hawleya, która ostro podwyższyła amerykańskie cła i wywołała wojnę handlową, która pogłębiła wielki kryzys. Globalne obroty handlowe spadły do 1932 r. o 60 proc. Ustawę podpisał republikański prezydent Herbert Hoover, choć 1028 ekonomistów apelowało w liście otwartym, by tego nie robił. To demokratyczna administracja Franklina Roosevelta podjęła działania dyplomatyczne mające na celu wzajemne obniżki ceł.